Paul Anderson po raz kolejny pokazał, że nie potrafi zrobić dobrego filmu. Osobiście lubię jedynkę i nawet mi się podobała. Niestety to, co potem było to już żal.pl Żenujące i kiczowate sceny walki... efekt zwolnienia tempa akcji, co chwilę (po jakimś czasie naprawdę to nudzi). Postacie i wątki bezsensownie wyjęte z gry i wsadzone do jednego worka. Chris Redfield nie był podobny ani wyglądem, ani zachowaniem do postaci z gry. Tak naprawdę te pojawiające się imiona głównych bohaterów są tylko po to, żeby wszyscy myśleli, że to Resident Evil. Niestety na imionach się kończy. O fabule nie ma nawet sensu się wypowiadać, bo jest ona zerowa. I ta scena.... "Claire! jestem twoim bratem!" - kilkanaście sekund wiemy już kto jest czyj i koniec... zero dramaturgii, jakiejś historii... nie mówiąc nawet o jakimkolwiek związku emocjonalnym (a jak wiadomo Chris i Claire byli dosyć mocno ze sobą związani w grze, fabularnie i emocjonalnie, jak na rodzeństwo przystało). Kat w filmie wygląda fajnie, ale Kat w Los Angeles?! Jego postać pasowała doskonale do klimatów afrykańskich, ale tutaj to jest przesada... I nikt mi nie wmówi, że umbrella go stworzyła w tajnym laboratorium żeby Alice zabił.... jasne założyli mu kaptur na łeb żeby był bardziej straszny, dali topór i wypuścili z klatki na miasto... Film nie trzyma w napięciu, ani nie straszy jak horror. Aktorstwo głównej bohaterki sprowadza się do patetycznych wywodów jaka to umbrella zła, bo zniszczyła świat. No i główna bohaterka bardzo przeżywa, że nie jest w stanie pomóc światu i przyjaciołom ginącym, co chwilę... oczywiście nie przeszkadza jej to w nienagannym makijażu i zmienianiu uczesania co jakiś czas. Smuci mnie fakt, że do tej pory nie powstał godny film tak wspaniałej serii gier. Capcom niestety dał prawa do ekranizacji i pieniądze z tego tytułu ma spore. Bo młodych i napalonych dzieciaków na powabne walczące babeczki nie brakuje i nigdy nie brakowało. A niech oglądają ten chłam i odkrywają niuanse fabularne, ukryte smaczki, tajemnicze nawiązania do serii gier genialnie wprowadzone przez mistrza Andersona.... tia... tfu!!! Dla mnie ocena 1.