W tej części sensownie skończono z magią Alice i to mi się podoba. Film był przez to bardziej "realistyczny" jeśli można to w ten sposób ująć :) Efekty slow-mo również na plus. Oczywiście raziły takie szczegóły jak, skąd Alice wzięła tyle paliwa, by wrócić z Alaski do LA. Sama scena lotu trwała pewnie całkiem długo, tu mamy wrażenie, że lot 10 jak z miasta do miasta... oddalonego o 30km. W scenie spotkania na Alasce Clarie wyglądała w stylu pierwszego lepszego żula spod 5tki, a chwilę wcześniej była czyściutka i wymalowana. Kwestia make-upu dotyczy również głównej bohaterki.
Chociaż z drugiej strony poprzednie części przyzwyczaiły mnie, że szczegóły tego typu są po prostu w tej serii mało istotne.
Zabrakło wyjaśnienia sprawy olbrzyma z toporo-młotem. Skąd się wziął, kim był, co tam robił, czy było więcej osobników tego typu itd.
Ogólnie rzecz biorąc nastąpiła znaczna poprawa względem poprzednich części. I to cieszy.
Pozdrawiam fanów,
Mateusz