ale i tak kocham ten film :). Efekty wgniatają w ziemię, film jest niesamowicie atrakcyjny pod względem audio-wizualnym, niektóre sceny ocierają się wręcz o artyzm (chociażby opening w Tokyo czy scena walki pod prysznicem), a soundtrack plasuje się w czołówce najlepszych jakie słyszałem (zaraz obok 28 Weeks Later i Kick-Ass). tomandandy zawsze odwalali kawał dobrej roboty, ale tutaj stworzyli totalne arcydzieło, mroczny elektronik to jest to. A scenariusz... kto by się nim przejmował, w końcu to Resident Evil :)
nie wiem, jak mogły ci się podobać te tanie efekty specjalne... naprawdę... szok. najpierw piszesz, że scenariusz na poziomie 7 latka, potem, że to totalne arcydzieło, lecz po chwili, że "kto by się przejmował scenariuszem" czyli według Ciebie aby film zasługiwał na miano arcydzieła nie musi mieć dobrej fabuły, wystarczy, że ma w sobie kilka tanich efektów? Naprawdę, ten film jest tak tępy i żenujący, że aż boli, efekty wydawałoby się nowoczesne, lecz tak niedopracowane, że nie sposób tego nie zauważyć. Ale spoko, muzyka jeszcze ujdzie ;]
No ale nie bierz tego tak do siebie, to tylko moje zdanie (to nic, że słuszne ;p)...