... ale RE to w założeniach był HORROR oferujący atmosferę zaszczucia, wielkiej katastrofy, ludzkich tragedyj, osamotnienia i dawki walki o przetrwanie - i przede wszystkim zwykłych ludzi, którzy muszą radzić sobie z przerażającą sytuacją.
Pierwszy Resident Evil był w porządku, i trzymał się mniej lub bardziej tej koncepcji - był zresztą klimatyczny i bądź co bądź ambitny.
Drugi Resident Evil mógł być dobry, ale twórcy woleli postawić na efekciarstwo, akrobatyczne popisy i ogólnie to co amerykanie lubią najbardziej. Zabrakło uczucia wielkiej katastrofy, które czuć było w grach, oraz zapowiedź której sugerował film pierwszy. Nieważne, że miasto opanowały zombie - bohaterowie zdawali świetnie się bawić, testując swoje nadludzkie moce i broń. Gdzie brud, mrok, krew, panika i uczucie zaszczucia? Nie ma.
Trzeci Resident Evil - gdyby drugi okazał się dobry - mógł być rewelacyjnym rozwinięciem tematu. Co z tego, jak i tym razem twórcy woleli bawić się w Matrixa? Gdzie brud, mrok, krew, panika i uczucie zaszczucia? Nie ma (x2). Temat zombie został zmarginalizowany, bohaterowie walczyli z nimi jak gdyby nigdy nic, stawiając sobie za nadrzędny cel zniszczenie złej korporacji. Ta swoją droga to też bzdura - wątpliwe, żeby w obliczu takiej katastrofy, zajmowała się eksperymentowaniem z nową bronią i klonami, miast szukać wyjścia z sytuacji i jakiegoś rozwiązania. Banalne, denne i naiwne. Mógłbym dłużej rozwijać się nad debilizmem tego filmu, ale szkoda słów. I szkoda, że zepsuto taką markę. Z grą nie ma to już nic wspólnego, z pierwszą częścią filmu również.
Boję się, co przyniesie czwarty film.