Jeśli komuś spodobała się „The Machine Girl”, którą można chyba uznać za dotychczasowe opus magnum twórczości Noboru Iguchiego, to przypuszczam, że na „Robogeishy” również się nie zawiedzie. Film jest dokładnie tak zryty, na jaki zapowiadał się po zwiastunie, co mnie bardzo ucieszyło, bo zwiastuny często nie oddają tego, jaki produkt promują. Jest kiczowato (pod względem aktorskim, efektów specjalnych, scenariuszowym itd.), brutalnie i bezdennie głupio, ale jako że jestem miłośnikiem tego typu kina, to te półtorej godziny spędziłem naprawdę pierwszorzędnie.