W pewnym momencie gdy bohater widzi siebie po raz pierwszy rozczłonkowanego, zaczyna opisywać sytuację. W pewnym momencie jest nawet w stanie stwierdzić, iż... MÓZG nie jest nawet jego.
Co za scenariusz...
Idąc dalej, akcje od razu skacze do wręczania mu broni.
I nikt nie mówi nic na temat tego, czy się na to zgadzał czy nie.
Uratowali mu życie w ten sposób, to niczym egzoszkielet, dlaczego niby bohater miałby teraz parać się w militarne gierki zamiast przechodzić terapię wracania do siebie?
Oraz późniejsza scena z usunięciem czegoś w MÓZGU by to maszyna nim kierowała?
I własnie przez te fakty, film w momencie stał się dla mnie totalnie bez sensu, głupi.
Nie chcę bronic filmu który mi samemu nie podszedł. Ale jeśli chodziło o "nie mój mózg", to on chyba widział, że w nim są jakieś "gadżety" elektroniczne. Co do usunięcia, on miał jakieś elementy wszczepione do mózgu może po to, że mózg nie pracował stabilnie. To jest taki tylko domysł.
A późniejsza gadka o tym, że to maszyna decyduje a nie człowiek? A człowiek "dzięki temu wyjęciu" myśli, że to on decyduje? Ten film zaczął tracić od tego momentu.
W sumie to tak naprawdę inwalida android cyborg wtedy kiedy ma opuszczoną osłonę i jest w trybie walki reaguje z ograniczoną świadomością bo był zbyt wolny a kiedy ma podniesioną osłonę jest w pełni świadomym człowiekiem na tym polegała ta poprawka w jego mózgu przez tego naukowca.Ale normalnie to było by nie etyczne takie manipulowanie bo to jest człowiek a nie maszyna.