Za bardzo ugłaskany i ugrzeczniony, w porównaniu do pierwowzoru. Nie widzę tu klimatu zatęchłego, brudnego Detroit, będącego siedliskiem zła. Widzę zamiast tego super nowoczesną scenografię, mega efekty (nie zawsze potrzebne) i gloryfikację USA, który oczywiście jest najwspanialszym krajem na całym globie. Co miała znaczyć ta ostatnia scena? Po jaką cholerę umieścili ten hymn na cześć Ameryki w filmie?
Jedyne plusy, jakie tu widzę to Ed209, który zawsze wygląda zajebiście.