Film dokładnie taki, jakiego można było oczekiwać po trailerach. Realizacja i efekty specjalne
stoją na wysokim poziomie, jednak sprawdziły się pozostałe obawy co do filmu. Porównanie z
pierwowzorem jest nieuniknione. Największym zarzutem jest fakt, że można tutaj jedynie
pomarzyć o kinie tak bezkompromisowym, jak "RoboCop" Verhoevena. W oczy rzuca się brak
porządnego bad guya, jakim przed laty był Clarence Boddicer w wykonaniu Kurtwooda Smitha.
Reszta oprychów też nie pozostawała w tyle i były to postacie dobrze zagrane, które budziły
niechęć i złość. Tymczasem w remake'u jeden Michael Keaton to za mało. Nie miał on zresztą
wielkiego pola do popisu w tym filmie, więc trudno go uznać za chociażby próbę nawiązania do
Boddicera. Aktorzy spisują się dobrze, ale brak wyrazistych postaci jest dość odczuwalny.
Muzyka bardzo dobrze wkomponowuje się w film, choć jako oddzielna ścieżka raczej nie ma w
sobie takiego przebicia jak kompozycje Poledourisa. Najśmieszniejsze jest to, że najbardziej
pamiętliwe są motywy użyte z oryginału. Brutalność skrojona do granic możliwości, byle tylko nie
zgorszyć młodzieży. U Verhoevena dokonano istnej egzekucji na Murphym i to była mocna scena.
Tutaj wybuch samochodu i związane z nim oparzenia to pstryczek dla tych, którzy oczekiwali
mocniejszych wrażeń. Czyli praktycznie wszystkich wyjadaczy oldschollowych klasyków. Nawet
końcowe wulgaryzmy Samuela wyciszono. Do tego nie obyło się bez lekkiej propagandy tuż
przed napisami końcowymi.
Padilha na szczęście nie robi filmowej wydmuszki, którą ogląda się bez żadnych emocji. Zasługa
w tym zwłaszcza dość mocno pogłębionej warstwy dramatycznej, która stanowi lwią część filmu.
Wspomniane efekty prezentują się bardzo dobrze i w porównaniu z animacją poklatkową ED-A
209 sprzed lat wypada lepiej. Jednak to znak czasów, więc naturalna kolej rzeczy. Sama jego (a
raczej ich) walka z RoboCopem nie zapada jakoś w pamięci, jak ta z oryginału.
Film zrobiony oczywiście dla mas, bo wiadomo, że liczy się przede wszystkim zysk. Być może
odniesie box-officeowy sukces. Młodzież, zajadając się popcornem i popijając colę, może
tłumnie odwiedzać multipleksy, rajcując się jednocześnie efekciorami. W odróżnieniu od filmu
Verhoevena, o remake'u za 10-15 lat mało kto będzie jednak pamiętał. Zwłaszcza w natłoku
podobnych filmów. Status kultowego mu na pewno nie grozi.
Wachałem się nad oceną, między 6 a 7, głównie za porządne pogłębienie wątków
psychologicznych filmu, jednak pozostanę przy mocnej 6, póki co. Obejrzeć warto, bo to solidna
rozrywka i choć fabularnie odgrzewany kotlet, to wciąż dobre kino. Podejrzewam jednak, że
wyjadacze będą wiedzieli swoje. Może gdyby Padilha miał większą swobodę artystyczną na
planie, udałoby mu się dopieścić całość, bo miał własną wizję.