O ile są momenty w których człowiek się wzrusza, robi się przykro, to gdy w pewnym momencie oglądam ten film zastanawiam się czy miał zostać wykonany z zamysłem komediowym... Mam na myśli walkę w ZSRR. W pewnej chwili C U D E M całe społeczeństwo rosyjskie nagle zaczyna dopingować rockiego (Który przeciez jest z USA)... Rocky wygrywa, publika szaleje, a gdy zwycięzca wygłasza swoją mowę to na koniec sekretarz partii komunistycznej serwuje mu owację na stojąco... I w tym momencie pojechali po bandzie... Mogli jeszcze zrobić, że rocky gdy wrócił do kraju to okazuje się że Związek Radziecki dzięki rocky'emu przeprasza amerykę za zimną wojnę, ogłasza upadłość, oddaje swój naród w ręce USA i sugeruje Reeganowi aby prezydentem Związku Amerykoradzieckiego został rocky :D....
Mnie jeszcze rozwalił ten cały robot. Ostatnią rzeczą, jakiej spodziewałbym się w filmie o "Rockym" jest, kurczę blade, robot, który mógłby z powodzeniem pojawić się w "Gwiezdnych wojnach".
mowa końcowa po walce przekolorowana ale poza tym film milo sie oglądało :) jedna z moich ulubionych części.. :D