... wielkiego niczego, a dostałem małe coś. Jak zwykle muzyka super, rola Stallone'a sugestywna do granic wytrzymalosci przepony, ale ogolne wrazenie nie jest takie, jak po 5 czy 3 czesci. Tylko blizej jej do 1 czy 2. Nie ma co plakac. Film jest po prostu kolejna z "dobrych" czesci Rocky'ego.
Wedlug mnie to juz napewno ostatnia czesc Rockiego ... Sly pozegnal sie w honorowy sposob z Rocky ktory towarzyszyl mu przez cala kariere ... Jest to bardzo dobry film .. choc pewnie nie wszyscy zrozumieja jego przeslanie ..
zastanawiam sie czy nie drazysz za gleboko. Przeslanie na miare ulicy sezamkowej:
- nigdy nie nalezy rezygnowac z marzen
- nigdy nie jest za pozno na realizacje marzen
- pomimo porazek trzeba zyc dalej
- przegrana nie zawsze oznacza porazke
i tak dalej i tak dalej, ale nie da sie ukryc, ze film oglada sie wysmienicie, aktorstwo jest ok, film nie jest patetyczny
Moze ja jestem za stary, zeby docenic tego typu "przeslania". Uwielbiam Rocky'ego, szczegolnie czworke za te jej zimno-wojenne odniesienia i za amerykanskosc, uwielbiam ogladac jak Balboa pokonuje Creed'a w drugiej czesci, uwielbiam wrzeszczacego Micky'ego oraz muzyke Contiego. "Szostka" dala mi dokladnie to, czego od niej pragnalem - starego, dobrego Rocky'ego z jego najfajniejszymi minami i dramatugia postaci. Brakowalo mi "MENTORA" takiego jak Micky czy Apollo, brakowalo mi podejscia pod okno ksiedza i wrzeszczenia po nocy. Wielu rzeczy brakuje, przeslanie pozostaje to samo.
Co tu duzo mowic, wychowalem sie na Rocky'm, a "szostka" to doskonale dla serii epitafium.
PS. No chyba, ze Stallone za jakies 20 lat zdecyduje sie nakrecic "The Grandchild of Rocky" albo jakies "Rocky: the begining"