oglądałem ten film kawałek czasu temu, ale jeszcze wcześniej widziałem wywiad ze Stallone'm, gdzie użalał się troszkę nad przeszłością, to samo widać w tym filmie. mam wrażenie, że jest to trochę jego ukazanie żalu nad tym co było, w końcu to strauszek, mimo że w świetnej kondycji, co udowodnił, ale jednak staruszek. lata mijają, młodszym i u szczytu sławy się już nie będzie. tak samo jest w Rocky'm. ostatni wysiłek, by choć na chwilę wrócić do tego co się kocha. nie wiem jak Wy, ale ja ten film odbieram trochę jako metaforę obecnego życia i przemyśleń Stallona. A może to tylko moja nadinterpretacja?