Kiedy, ludzie, zrozumiecie, że w kościele nie ma unieważniania czegoś co było ważne. Jak ktoś dokonuje apostazji to sakramenty, które przyjął zawsze są ważne. Tak samo jest z małżeństwem. Jeśli ktoś jest niezdolny do małżeństwa to kościół może stwierdzić, że małżeństwo nie zostało zawarte w ważny sposób, np. ktoś został przymuszony, ale nie unieważnia tylko stwierdza, że nigdy nie było ważne.
Mi jeszcze daleko do katotalibanu. Zresztą dla ciebie każdy katolik to katotaliban, tak już masz. Jednak zauważyłem, że ty jedyne co potrafisz napisać, to postękać, powyzywać, ale w całej tej wymianie zdań praktycznie nie masz argumentów poza tym, że "ja mam rację, a oni to ciemnota". Słabiutko. Nawet ta Barbara coś w tej swojej nienawiści potrafiła uzasadnić, a ty nic, tylko podlizywanko: "supcio, supcio, mamy rację, a do niego nie dociera, bo gupi", podczas gdy ja ci napisałem wiele konkretów, do których nawet nie potrafiłeś się odnieść.
uznanie, że pewne grupy o pewnych poglądach nie zasługują na miłosierdzie to jest zionięcie nienawiścią. Ty nas nazywasz kulturą nihilizmu i śmierci - niezależnie od tego co robimy dla innych ludzi, komu pomagamy w ciężkich i czy staramy się dbać o nasz świat. Dodatkowo przyrównujesz do tych pejoratywnych określeń całą lewicę, która poza tym że jest bardzo zróżnicowana, to właśnie stawia na dzieleniu się tak aby każdy mógł zaspokoić swoje potrzeby. Bo wbrew temu co wcześniej mi odpowiedziałeś owszem prześledziłam Twoją dyskusję tutaj. Ja uważam, że okej możesz być katolikiem, ale czy naprawdę wrzucanie całej reszty świata do jednego worka, któremu nie czujesz, że należy się współczucie nie łamie tych podstawowych wręcz minimalnych zasad Katolicyzmu, o których wcześniej wspomniałeś?
Staram się nie zionąć nienawiścią, ale czasem mi nie wychodzi. Ciebie nie nazywam kulturą nihilizmu i śmierci, więc się z nimi nie utożsamiaj. Masz podobne do nich poglądy, ale dyskutujesz na poziomie, masz argumenty i podchodzisz do sprawy dość roztropnie, podkreślając, że liczy się dla ciebie dobro kobiety. To zupełnie inny rodzaj dyskusji, niż tamte osoby. Piszesz, że przeczytałaś całość, ale jednak tylko mi coś zarzucasz, a innym nie. Ok, ja to przyjmuję na klatę, wiem, że bywam chamski, nieprzyjemny itd., ale czemu nie napiszesz do tamtych osób, żeby przestały mnie obrażać, np. pisać o katotalibanie? Tego nie robisz, więc jakby stajesz tylko po jednej ze stron. A moje nieprzyjemne słowa zawsze są odpowiedzią na nieprzyjemne słowa innych. Raczej nie wrzucam całej lewicy do jednego worka, tylko tych, którzy krzyczą za aborcją na życzenie zawsze i wszędzie. Ale nie, że optują za nią, tylko wydzierają się, jak ich mentorka Marta Lempart. Mnie krytykujesz, ale ta osoba jest idealna, wspaniała, cudowna? Oni się tu zachowali właśnie jak ona. Jeszcze co do lewicy - nie podzielam poglądu, że "trzeba dobra rozdzielić sprawiedliwie, by każdy mógł zaspokoić swe potrzeby". Ja uważam, że każdemu według zasług. Aby zaspokoić swoje potrzeby, trzeba sobie na to zapracować. Nie może być tak, że ktoś ma pomysł i jest pracowity, zarobił milion i musi koniecznie podzielić się z kimś, kto nic nie zarobił, bo w tym czasie wolał grać w domino i popijać piwko, a przecież on bidulek też jest głodny. Pomoc państwowa tak, ale nie bezrozumnie.
Wyjaśnij mi jak można mówić o zabójstwie kogoś kto jeszcze nie istnieje (skoro zygota nie jest jeszcze człowiekiem)? W sumie plemnik też ma potencjał zostania człowiekiem, więc masturbacja to „pewna forma zabójstwa” tylko, że na masową skalę ;)
Zygota jest zalążkiem człowieka. Ciekawie wyjaśnił to ks. Kaczkowski, że jakby zygotę Bolesława Chrobrego wyjąć i zamrozić do dzisiejszych czasów, a potem z powrotem dać się jej rozwinąć, to byśmy mieli Bolesława Chrobrego w wersji 1 do 1 :) Było to trochę zabawne, ale dość obrazowe. Sęk w tym, że potem ta zygota zamienia się w bardziej rozwinięty płód i ten płód zaczyna nawet wyglądem przypominać człowieka, np. ma bijące serce, a to proaborcyjni szaleńcy też chcą mieć prawo usuwać - nie tylko już samą zygotę. Natomiast można przyjąć jeszcze takie założenie - zygota może jest człowiekiem, jak chcą fundamentaliści katoliccy, a może nie jest, jak chcą nihiliści... A może coś po środku - w zasadzie nie wiadomo - więc po co ryzykować i to niszczyć? :) Co do plemnika - on jeszcze nie dotarł do jajeczka i go nie zapłodnił, więc sam potencjał to za mało, możesz dalej spokojnie prószyć :)
Uff ;) Swoją drogą to o ile się orientuję to ponad 50% zygot nie zamienia się nawet w zarodek. O zarodku ludzkim można mówić najwcześniej po ok. miesiącu od zapłodnienia. Jaki pogląd ma kościół w tej sprawie to wszyscy wiemy (antykoncepcja - grzech, masturbacja - grzech, pigułka dzień po - zabójstwo, aborcja - zabójstwo). Niby człowiek ma wolną wolę, ale jednak trzeba lobbować, żeby prawnie zakazać tyle ile się da. Gdyby kościół miał jeszcze większą siłę przebicia w tym kraju to nawet po prezerwatywy byłoby trzeba jeździć do Czech czy Niemiec ;)
Nie znam tych statystyk, ale ci wierzę. Jeśli dzieje się to naturalnie i 50% zygot nie zamienia się w zarodek, to jakby nie mam uwag. Spoko, natura. Gorzej, jeśli ktoś samemu usuwa sobie tę zygotę - to już pozostaje w jego sumieniu. Tak naprawdę nie da się tego kontrolować. Prawo próbuje, coś ustala, ale medykamenty i tak są dostępne, ostatecznie można się bryknąć do apteki za Odrę i problem z głowy. Kościół swoje mówi na ten temat, ale można go przecież nie słuchać :) Kościół oczywiście lobbuje, ale ma do tego prawo, jako instytucja działająca w Polsce. Dokładnie takie samo prawo do lobbingu mają np. organizacje proaborcyjne i każda inna legalna instytucja. I niektórym to nie pasuje, że obecnie Kościół ma większą siłę przebicia, niż te organizacje, i chcą, aby ten nie wyściubiał nosa ze swoich parafii. Ale taka dyskryminacja jest niedopuszczalna. Też bym wolał, aby organizacje proaborcyjne nie wychodziły ze swojej piwnicy, ale to tak nie działa. Lobbować każdy może.
Tylko po co? Czy nie uważasz, że zdrowszą sytuacją prawną byłaby taka która pozwala człowiekowi na możliwie dużo (zwłaszcza w sytuacjach niejednoznacznych naukowo/światopoglądowo)? Uważasz, że antykoncepcja, aborcja, eutanazja itp. są złe bo tak czujesz bądź tak Ci mówi kościół - to sobie tego nie robisz. Koniec kropka. Ktoś może uważać zupełnie inaczej. Po co się wtrącać ludziom w ich własne życie i ich sumienia? Podobno mamy wolną wolę. To, że nie uważam aborcji za zabójstwo nie oznacza, że namawiałbym na nią swoją małżonkę. Uważam jednak, że ludzie powinni móc postępować zgodnie ze swoim sumieniem i państwo nie powinno im w tym przeszkadzać. Bez względu na to czy mi się pewne wybory podobają czy nie.
Argument, że "uważasz, że to jest złe, więc sobie tego nie robisz" jest zupełnie nietrafiony. Dlaczego tak mamy podchodzić do aborcji, a nie do zabójstwa, kradzieży i innych przepisów prawnych? Przecież tak można by było robić z całym prawem, że jest uznaniowe. Ja np. uważałbym, że płacenie w sklepie jest złe i bym tego nie robił :) Albo, że zabicie sąsiadki jest zgodne z moim sumieniem i państwo nie powinno mi w tym przeszkadzać :) Na szczęście tak nie jest. Aborcja i eutanazja są uregulowane prawnie, bo dotyczą tematu pozbawienia życia drugiej osoby. Antykoncepcja nie jest prawnie uregulowana i jest dostępna. Gumki w każdym markecie :) Jestem za wolnością i za jak najmniejszą ingerencją państwa w życie ludzi, ale nie za anarchią. Pewne uregulowania muszą być.
Chciałem pisać, żebyś nie podnosił tematu kradzieży czy morderstw bo liczyłem na Twą inteligencję. Naprawdę nie widzisz różnicy między aborcją, eutanazją a morderstwami, kradzieżami? Przypomnij mi proszę, w którym cywilizowanym kraju prawnie dozwolona jest kradzież czy morderstwa? Bo jeśli chodzi o aborcję czy eutanazję to bez problemu podam Tobie przykłady. Tu chodzi o pewien ogólny społeczny konsensus co do tego co jest ok a co nie. O ile ogół społeczeństwa nie akceptuje np. kradzieży to np. w kwestii zakazu aborcji nie mamy takiej ogólnospołecznej zgody. W takich sytuacjach decyzja powinna należeć do obywateli. Chyba łapiesz różnicę?
W przypadku morderstw i kradzieży krzywdzimy drugą osobę, więc prawo to reguluje. W przypadku aborcji i eutanazji dotykamy spraw życia i śmierci - dlatego również są one uregulowane prawnie. I dlatego decyzja nie należy do obywateli na zasadzie "róbta co chceta". Wielu krajom łatwo jest pozwolić prawnie na aborcję, bo tego zarodka/dziecka i tak nie widać. Łatwiej się go pozbyć i łatwiej na to zezwolić, gdy się nie ma w sobie jakiegoś kompasu moralnego i poczucia, że to nie jest w porządku. W Polsce na szczęście są ludzie i środowiska, którzy lobbują za tym, aby nie było u nas np. takiego stanu prawnego, jak w Holandii. Ja uważam, że to dobrze, ty, że źle i każdy może mieć swoje poglądy.
Zgadzam się w 100% - każdy ma swoje poglądy i powinien uszanować poglądy innych ludzi. Np. w takiej Holandii prawo szanuje i uwzględnia potrzeby i oczekiwania społeczne. U nas nie bardzo. Ale to kwestia czasu i w końcu się ucywilizujemy ;)
Jeszcze jedno odnośnie tych "cywilizowanych krajów". To też kwestia względna, czym jest cywilizacja. Na przełomie XIX i XX wieku w takich krajach jak Szwajcaria, Belgia, czy Francja istniało coś takiego jak ludzkie zoo, gdzie sobie można było zobaczyć "mudzina". Ja bym jednak nie podążał ślepo za wszystkim, co nam oferuje Zachód.
problem w tym jest taki, że nie byłby to taki sam Chrobry, bo a) wychowa się w innym środowisku, może w innych warunkach środowiskowych i będą wpływać na niego inne czynniki w trakcie jego rozwoju b) możliwe, że nabędzie zupełnie inny zestaw chorób nabytych c) zmieni się jego tożsamość kulturowa, ba np teraz możesz go wychować w innej rodzinie niż arystokratyczna a co za tym idzie d) zmieni się jego światopogląd i struktura psychiczna; Tych 2 Bolesławów miałoby nawet problem, żeby się rozpoznać gdyby istniała szansa na ich spotkanie mimo różnicy czasów, w których przyszło im żyć. A to zmienia zupełnie ogląd na to jakimi ludźmi by byli w naszych oczach. I jeśli prawdą, że decyzja powinna należeć do obywateli to również odpowiedzialność za takie kobiety i ich potomstwo. Bo jeśli zabierasz 1 opcję, powinieneś mieć alternatywę. A obywatele z KK nie garną się do tej części umowy społecznej, niestety.
Tylko jest coś takiego jak DNA, pewne cechy przyrodzone i one byłyby takie same. To będzie ta sama osoba, choć żyjąca w innych czasach i np. mieszkająca w bloku i używająca smartfona. W pewnych kwestiach, tych co wymieniłaś, byłaby inna, ale w pewnych ta sama. Ty, urodzona w Japonii, też nie poznałabyś siebie, urodzonej w Polsce. Druga kwestia - pomoc państwa chorym dzieciom to oczywistość. Jest coraz lepiej, choć to i tak kropla w morzu potrzeb, bo powinno być jeszcze lepiej. Ja się garnę do tej części umowy - wszelkie dopłaty i przywileje dla dzieci np. z zespołem Downa, po to płacimy podatki, a raczej powinniśmy, bo na razie to za dużo tej kasy się marnuje.
Z druga kwestia sie zgadzam, z pierwsza na podstawie zajec z genetyki na Uniwersytecie zgadzam sie ale to skomplikowane
No ale jak ktoś po 25 latach nadal nie dojrzał, to co z takim człowiekiem zrobić? Nie nadaje się do małżeństwa i już. Podejrzewam, że do każdego przypadku sąd biskupi podchodzi indywidualnie. Znam ludzi, którzy wzięli ślub bardzo młodo i rodzina jednego z nich zaraz im to małżeństwo rozwaliła bez konkretnego powodu, a oni niestety nie mieli pieniędzy ani zawodu, żeby się usamodzielnić i wyszło jak wyszło. Na pewno byli niedojrzali, ale sąd nie stwierdził nieważności małżeństwa. Oboje dojrzeli w końcu, ale małżeństwa nie udało się sklecić z powrotem z wielu powodów.
Z pisma świętego: Mt.19,10-12: 10 Rzekli Mu uczniowie: «Jeśli tak ma się sprawa człowieka z żoną, to nie warto się żenić». 11 Lecz On im odpowiedział: «Nie wszyscy to pojmują, lecz tylko ci, którym to jest dane. 12 Bo są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni. Kto może pojąć, niech pojmuje!»
Przechodzilam te katusze. Podalam powod niedojrzalosci obu stron. Proces trwał 5 lat i to byl czysty cyrk i korowod absurdow. Moj owczesny aktualny cywilny maż ktory byl moim swiadkiem został zapytany czy ma wiedze, czy powodka (znaczy ja, jego kurde żona) pozostaje w jakims nowym związku.
To tak, jakby ktoś wszedł do pijackiej mordowni, nachlał się piwa, zrobił tam zamieszanie, a potem narzekał, że ledwo stamtąd wyszedł i że to były katusze. Nasuwa się pytanie - to po co tam wchodził? Ludzie chcą od Kościoła ślubu, idą tam z własnej woli, podpisują papierki, przysięgają, a potem są zaskoczeni, że tak trudno to odwołać i się z tego wypisać i ksiądz zadane trudne pytania, bo przecież powinien nie pytać, tylko podpisać papierek.
Tak, tak powinien zrobić. Jak ludzie nie chcą być ze sobą to być nie powinni. I tyle. Ludzie się zmieniają i to co w danym momencie uważali za słuszne za rok juz za słuszne nie uważają. I to ich spraw i ich sumienia. I tyle. Kościół nie powinien się w to wtrącać. Ostatecznie wierzący sam sie rozlicz przed Bogiem w swym sumieniu. A ci chca to kontrolować. Za pieniadze nie zadają trudnych pytań. Pazura dostał już drugie unieważnienie. O pierwsze walczył 7 lat by poślubić swą żonę Weronikę. A jednak zapłacił i dostał drugie. I ci sukienkowi hipokryci mają czelność dyktować komukolwiek normy moralne? Żenujący festiwal zaprzaństwa, oszustwa, chciwości i hipokryzji.
To niech oni ze sobą nie są, ale niech nie mieszają do tego Kościoła. To nie Kościół się wtrąca, tylko oni sami ten Kościół w ten swój związek zaangażowali :) Kościół nie chce nic kontrolować, to oni sami przyszli do parafii i sami chcieli kościelny ślub. Kościół nigdy nic od nich nie chciał :) Ale skoro już ten ślub wzięli, to niech teraz nie myślą, że tak łatwo jest się z tego wymiksować. Natomiast ja ani ich nie oceniam, ani nie mówię nic o sumieniu, każdy może z kimś być, albo z kimś nie być - to zupełnie inna sprawa. Ja rozumiem, że sukienkowi hipokryci, że biorą kasę, że chciwość i oszustwo - to wszystko jasne i nie będę z tym polemizował. Ale powtarzam - to przecież ta para przylazła do Kościoła, a nie Kościół przyszedł do nich :) Nikt ich do niczego nie zmuszał. Jak ktoś nie lubi Kościoła, to niech tam nie łazi i nie zawraca gitary swoimi ślubami, chrztami, a potem niech ludzie nie płaczą, że ksiądz trumny nie wpuścił do kościoła. No nie wpuścił, bo np. dotarł do takiego komentarza zmarłego jak twój i nie wpuścił :) I niech nie wpuszcza. Ale ludzie myślą, że mogą nadawać na Kościół, a potem nagle coś od tego Kościoła oczekują i olaboga, bo ksiunc się nie zgodził :) I ostatnia rzecz - już nie o Kościele. Jeśli ktoś pisze, że ludzie się zmieniają i dziś coś uważają za słuszne, a za rok nie, to to jest zaprzeczenie wszystkim przyrzeczeniom, które w życiu składamy. To znaczy, że ze wszystkiego można się wycofać i wymiksować. Ale na szczęście to tak nie działa i wszystko co robisz w życiu ma swoje konsekwencje.
Nie chciałem się wtrącać..ale jak można pisać że jest się osobą wierząca nie uznając prawa do życia człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci..nazywając zarodek ludzki pasożytem na organizmie kobiety..to jakaś farsa.. jestem ciekawy jaką Ty wiarę wyznajesz Barbarra_Ra..bo na pewno nie jest to żadna ze znanych religii ludzkości, bo żadna religia nie zniża zarodka ludzkiego do roli pasożytniczej zygoty..proszę nie pisz już nic więcej i zachowaj te swoje chore poglądy dla siebie..
Z biologicznego punktu widzenia zarodek i płód rozwijają się w organizmie żywiciela czyli kobiety na takich samych zasadach jak pasożyt. Pogadaj z biologami. Nie nazywamy tego tak, ze względów humanistycznych, bo to nowe życie itp. Jednak formalnie i technicznie płód pasożytuje na organizmie kobiety. Ciągnie jej soki, osłabia ciało i organizm. I kobieta mając w sobie zarodek nadal jest człowiekiem mającym prawo do swojego ciała i może z nim robić dokładnie to samo co każdy człowiek, czyli to co jej sie żywnie podoba. Zlepek komórek do 12 tygodnia nie jest człowiekiem i żywą istota tylko zlepkiem komórek z potencjałem na stanie się żywa istotą.
O kurczę, czyli płód to jednak nowe życie? Super. Popieram :) Małe dzieci też można nazwać ciamajdami z kupą w majtach i niedorajdami niepotrafiącymi żyć bez opiekuna i jeszcze dożyjemy czasów, że jacyś nihiliści stwierdzą, że to jest wystarczający powód, że można je usunąć ze społeczeństwa. Czy o to walczysz? Cywilizacja śmierci się nie zatrzyma, dostaną palec i będą chcieli całą rękę. Po aborcji przyjdzie czas na eutanazję, a potem na nowe chore pomysły. Jest coś takiego jak humanizm, dlatego w naszej cywilizacji płodu nie nazywamy pasożytem (nawet jeśli z biologicznego punktu widzenia nim jest), a niektórzy nawet nie nazywają go płodem, tylko dzieckiem. Z podobnych powodów, gdy umrze wujek, nie używamy słowa truchło, albo denat, tylko mówimy ciało, ewentualnie zwłoki, albo nawet nadal używamy określenia wujek, choć to ciało wujkiem już nie jest. To nawet nie katolicyzm, to humanizm, etyka. Ci, którzy walczą o nieskrępowane prawo do aborcji, mogą tego nie rozumieć.
A co powiesz na przypadek, kiedy małżonek/ka po pewnym czasie zaczynają stosować przemoc fizyczną i nękanie psychiczne (np. życzenie śmierci, namawianie do samobójstwa itp) - wtedy też uznajemy, że przyszło 2 ludzi z pretensjami, bo 1 osoba z nich nie wiedziała, że jej partner/ka okaże się osobą przemocową i agresywną? A nie jest to taki oderwany od KK przykład, na Filipinach, gdzie również KK ma do teraz mocne wpływy w kwestii polityki rozwody nie są legalne, bo tak chciała instytucja KK? Gdzie się wtedy podziewają podstawowe zasady KK o miłosierdzie dla bliźnich i pomoc słabszym?
Poczytaj sobie o wpływie rozwodów na dzieci. Rozwód wpływa na nie gorzej niż śmierć rodzica, a nie da się ukryć, że głównym (choć niejedynym) celem małżeństwa są dzieci i wychowanie ich na przykładnych i pożytecznych członków społeczeństwa. W rozpadłej rodzinie, zwłaszcza z dala od dziadków, ciotek, wujków itp. to jest skrajnie trudne. Oprócz tego małżeństwo nie jest dla wszystkich, ale dla tych którzy rozumieją jego sens i cel. Ludzie kiedyś byli znacznie dojrzalsi, moralniejsi itp., więc lepiej to wszystko funkcjonowało, choć też nieidealnie. Bywało, że ktoś się słabo starał, więc siłą argumentów i nieraz pięści był przymuszany do spełniania swojej roli. Może nie znasz małomiasteczkowych (kiedyś duże miasta też były małe jak na dzisiejsze standardy) i wiejskich klimatów, gdzie każdy czuł się zobligowany do powiedzenia ci prosto w twarz przykrej prawdy o tobie i twoim postępowaniu. Obecnie nastąpił rozpad społeczeństwa, nie ma już ciśnienia na takie czy inne postępowanie (róbta co chceta) dlatego może się wydawać, że małżeństwo to instytucja antyludzka.
nie mówię o małżeństwie, nie jestem wielkim zwolennikiem i sam nie chciałbym się hajtać, ale nie posunąłbym się do tak ostrych stwierdzeń. chodziło mi o kościół katolicki (i wiele innych instytucji religinych), który zakładaja nieodwracalność sakramentów, ergo pozbawiając człowieka wolnej woli i prawa do decydowania o swojej duchowości i miejscu przyjmowanym w społeczności religijnej; co w moim mniemaniu świadczy o tym że są przeciwne człowiekowi i jego naturze czyli antyludzkie
Wolna wola dotyczy wyboru między dobrem a złem, a nie robienia tego, co ci się żywnie podoba. :-) Jak np. skończyłeś zkołę Podstawową nr 5 w X to już na zawsze będziesz absolwentem tej szkoły. :-) Nie możesz zawrócić i odkręcić swoje "absolwenctwo". :-) Jeśli zdecydowałeś się jechać 200 km/h i spowodowałeś wypadek, w którym straciłeś rękę/nogę to przez resztę życia nie będziesz jej miał. Nie możesz zawrócić czasu i pojechać inną drogą albo z mniejszą prędkością. Pewne rzeczy są nieodwracalne, ale to nie jest wina KK tylko sposobu w jaki ten świat został "urządzony", jeśli można to tak ująć. Jeśli dziś KK pod wpływem nacisków ogłosi, że sakramenty są ważne tylko przez rok, to one nie przestaną być ważne tylko z powodu tego ogłoszenia. :-) Są ważne zawsze, tak samo jak zawsze będziesz absolwentem szkół, które ukończyłeś i tak samo jak nigdy już nie będziesz miał nogi. Może to antyludzkie, ale jest pełno nieodwracalnych rzeczy i pora się z tym pogodzić. :-)
Nie bardzo rozumiem, co ma wspólnego wolna wola z ukończeniem szkoły. Dokonujemy w życiu wyborów i to nie koniecznie między dobrem a złem. Czy wybiorę taką a nie inną szkołę, to jest moja decyzja życiowa, która niesie za sobą konsekwencje, jak każdy wybór. Takich ścieżek wyboru mogą być setki, a nie tylko dobro czy zło. W naszej kulturze, to najczęściej rodzice, dziadkowie decydują o Chrzcie i w wielkim procencie Komunii Świętej dziecka. Czyli z założenia narzucone jest nam w jakiej wierze będziemy wychowywani. Dalsze przyjmowanie sakramentów jest już bardziej prawdopodobne, że zostaną dokonane zgodnie z własną wolą, ale i tak często presja rodziny ma wielki wpływ, zwłaszcza na młodych ludzi. I tu powstaje jeden z kluczyków, który można użyć, aby"unieważnić małżeństwo", bo rozwodów w Kościele, rzeczywiście nie ma. Jednym z takich przesłanek, oprócz przytaczanej niedojrzałości jest przymus. Oczywiście szeroko rozumiany, bo małżeństw z przymusu przez wieki było zapewne więcej, niż z własnej woli. Nie wspomnę o tych aranżowanych. Ale oczywiście płynęły z tego tytułu jakieś korzyści i ostatecznie, to młodzi przed ołtarzem ostatecznie mówili TAK. Czy można to uznać za przymus? Niewątpliwie presja. Gdyby ktoś przystawił komuś lufę do głowy i kazał powiedzieć TAK, to już bardziej namacalny przymus. Ale oczywiście presji, wydziedziczenia, wygnania z domu, społeczności itp. też nie należy lekceważyć. Pytanie po co komu to "unieważnienie". Czy z chęci możliwości ponownego wstąpienia w związek i przyjmowania sakramentów? Pewnie dla wielu tak, dla Pana Kurskiego, raczej żeby było po linii, albo wybranka miała radochę, że ślub przed ołtarzem? To są już ich pobudki, którymi się kierują. Hipokryzja na najwyższą skalę. Dziwi mnie fakt, że w dzisiejszych czasach, z takim otwartym oknem na świat, inne kultury i religie, tkwimy w takim zakłamaniu. Jeżeli ktoś naprawdę wierzy w dogmaty Kościoła, to do głowy mu nie przyjdzie kombinować, bo mu zwyczajnie sumienie nie pozwoli. A jeśli nabierze do wszystkiego dystansu i stwierdzi, że jednak został wrobiony w to wszystko i nie chce ciągną dalej tego wózka, to musi się liczyć z konsekwencjami. Bardziej niż tym pajacowaniem zajęłabym się problemem przemocy domowej i brakiem zrozumienia dla jej ofiar. Poprzednik wspomina o rozwodach i skutkach oddziaływania. Za moich czasów nie mieliśmy w podstawówce ani jednej rozwiedzionej rodziny. W liceum jedna, a kolega skrzętnie ukrywał ten fakt, bo się ponoć wstydził. Dziś rozwody są wpisane w codzienność i już nikogo nie dziwią. Zamiast awantur i przemocy w domu, manipulacja dzieciakami w rozgrywkach miedzy małżonkami. W każdej wersji syf. Tym którym udaje się stworzyć paczłorkowe rodziny należy się szacunek za mądrość. Czy rozwód jest złem? Czy ucieczką od zła? Kaprysem, egoizmem? Ostatnią deską ratunku? Każdy ma jedno życie i miło przeżyć je tak, by nie żałować podjętych decyzji. Bo gdybyśmy wiedzieli, że się przewrócimy, to pewnie byśmy się położyli sami. A oceniać innych? Uwielbiamy, tak ludzka natura.
Użytkownik powyżej napisał, że nieludzka jest niemożność skasowania sakramentu. Ja napisałam, że tak samo nieludzka jest niemożność "odabsolwencić" się z takiej czy innej szkoły. Napisałam to, żeby pokazać, że na świecie są też inne rzeczy, których nie można odwrócić, a sakrament to tylko jedna z nich. Z tym, że sakrament małżeństwa przyjmujemy najczęściej dobrowolnie, a do szkoły jesteśmy zmuszani ustawą i nie można tego uniknąć. Więc z tych wszystkich rzeczy sakrament jednak nie jest najgorszy, bo przyjmuje się go na własne życzenie. Owszem, te rzeczy nie mają wiele wspólnego poza tym, że obie są ostateczne i nieodwracalne. Jeśli ktoś zostanie wrobiony w ślub i bierze go z przymusu to jak najbardziej KK stwierdzi nieważność sakramentu.
Jeśli chodzi o dawne czasy. Były ciężkie i bardzo trudno było żyć samemu, a dla kobiet prawie niemożliwe. Ślubów nie brało się z miłości tylko ze względów praktycznych, jednak nie znaczy to, że ludzie brali śluby wbrew swojej woli. Ślub był zgodnie z wolą przyszłych małżonków, choć nie był z miłości. Dla kobiet w Polsce było kilka możliwości: małżeństwo, zakon, służba, bogata rodzina (gdzie wprawdzie miała pogardliwy status starej panny, ale mogła przy rodzinie przeżyć). Jak któraś nie miała powołania do zakonu to małżeństwo było najlepszą opcją. Jaki powód do zawierania małżeństwa bez miłości był dla mężczyzn? Podejrzewam, że dostęp do sxu, potrzeba ogarnięcia domu oraz potomkowie (dla kobiet dzieci oczywiście też). Dziś ludzie biorą śluby z miłości, ale emocje są zmienne, dziś się kocha tego, jutro tamtego i skutkiem tego jest plaga rozwodów, a plaga jest w wyniku przyzwolenia. Rozwód miał być furtką dla nieudanych małżeństw (przemoc, uzależnienia), a stał się sposobem na życie.
Pleciesz trochę bzdury.
Dodatkowo:
- nie odpowiadasz na postawione pytanie, a zamiast tego odpisujesz w sposób pasujący do Twojego toku rozumowania;
cd.
- podawane przez Ciebie przykłady są wysoce tendencyjne i nieprecyzyjne w odniesieniu do głownego tematu.
Aha. Dzięki za info, ale mnie ta dyskusja już nie interesuje. Co chciałam napisać to napisałam w pierwszym poście, tj. ma unieważnień ani rozwodów w kościele katolickim. Trochę dopisałam w pozostałych postach. Poza tym wszystkim zainteresowanym zalecam zajrzeć na portale katolickie i kanały yt. Podkreślam, że na katolickie, a nie ateistyczne. No ale nie, lepiej przyjść na forum o jakimś tam filmie i snuć dziwne wizje, a następnie wyzywać i obrażać katolików i kościół na ich podstawie. Ty też pleciesz bzdury, jesteś nieprecyzyjny i tendencyjny. Aaa i jeszcze taki i owaki. :-) Masz tu konto od 20 lat czyli pewnie 40 na karku, a nie potrafisz nawet napisać o co ci chodzi. Ha ha ha. Daj linka, gdzie jeszcze można cię poczytać, bo mnie rozbawiłeś. :-) A ja jestem oburzona i zdegustowana jakie głupie i niemądre są te komentarze i w ogóle jak tak można. Ha ha ha
A ty w którym momencie byłeś merytoryczny? :-) Odpisałam ci tak samo jak ty mi. :-) A właściwie to nie tak samo, bo ja jednak coś tam napisałam, np. gdzie szukać info o ślubach katolickich, a ty mi tylko że plotę bzdury i napisałam tendencyjnie i nieprecyzyjnie. Niestety wróżką nie jestem i nie wiem o co ci chodzi. :-)
jak idę do szkoły podstawowej to zrozumiałym jest, że jej naturalnym zakończeniem jest zostanie absolwentem - czyli byłym członkiem instytucji. taki jest eksplicytny cel każdej instytucji naukowej, i w zasady kształcenia się jest wpisane to, że kiedyś się ono kończy, więc idąc tam wyrażam zgodę na to, że będę w przyszłości absolwentem. żadna szkoła nie trzyma absolwenta w stanie "ucznia", nie twierdzi, że "zawsze jest się uczniem, nawet po ukończeniu szkoły".
a koncept z utratą ręki jest absurdalny, bo to, czy mam kończynę czy nie, jest kwestią obiektywnej biologii poznawalnej gołym okiem, i nie mamy tu do czynienia z instytucją stworzoną przez człowieka.
Ja pisałam o absolwentach, a nie o uczniach. W każdym razie chodziło mi o to, że na świecie jest wiele rzeczy ostatecznych, nieodwracalnych i nieludzkich, a ślub z tych wszystkich rzeczy jest przynajmniej dobrowolny. Do tego śluby kościelne są tylko i wyłącznie dla katolików. Jeśli wziąłeś katolicki ślub, ale nie jesteś wierzący, to wystarczy się cywilnie rozwieść i dla ciebie sprawa zamknięta. Przed ślubem są nauki przedmałżeńskie, żeby kandydaci wiedzieli na co się piszą. Nie ma ślubów pod wpływem chwili, bo formalności trwają 3-6 miesięcy. Tak więc trzeba sobie zadać pewien trud, żeby się ożenić/wyjść za mąż. Naprawdę wszystko jest pomyślane tak, żeby kandydat nie żałował. Ale wiadomo, jak już pisałam wyżej, są ludzie, którzy się do małżeństwa nie nadają i choćby mu rozścielano płatki róż na drodze i wszystko było jakby sobie zażyczył, to nic z tego nie będzie i już.
Od kiedy śluby kościelne są tylko i wyłącznie dla katolików? Jest tyle wyznań w Polsce i tak samo można zawrzeć związek małżeński w innym kościele. Co do tego niby wielomiesięcznego przygotowania, to niestety widziałam wieeele przypadków, gdzie dziewczyny były w ciąży i rodzice pchali je do zamążpójścia na siłę... Tylko koperta musiała być wystarczająco gruba, żeby ślub odbył się szybko. Obrzydliwość.
Litości!!! Śluby kościelne są TYLKO DLA KATOLIKÓW. Inne wyznania biorą inne śluby, ale nie katolickie, a ja się wypowiadam TYLKO O KATOLICKICH, BO TAKI JEST TEMAT TEGO WĄTKU!!! Czy to tak trudno przeczytać temat wątku??? Potrafisz czytać w ogóle? A ciąża nie ma tu nic do rzeczy, bo wszystkie śluby na jakich byłam, które były z powodu ciąży, to ciąża była już zaawansowana, minimum 5 miesiąc, a nie na drugi dzień po zajściu. A więc trzeba było CZEKAĆ. Wyżej już napisałam, że jak ktoś bierze ślub NIE Z WŁASNEJ WOLI, TO KK STWIERDZA NIEWAŻNOŚĆ TAKIEGO ŚLUBU. Czy to też takie trudne do zrozumienia??? Poza tym zajmij się swoimi ateistycznymi sprawami i daj katolikom spokój. To nie twoja sprawa i nie ty będziesz nas rozliczać, ale BÓG. Jesteś Bogiem? Jesteś? Nie? To idź stąd i daj mi spokój.