Kiedy, ludzie, zrozumiecie, że w kościele nie ma unieważniania czegoś co było ważne. Jak ktoś dokonuje apostazji to sakramenty, które przyjął zawsze są ważne. Tak samo jest z małżeństwem. Jeśli ktoś jest niezdolny do małżeństwa to kościół może stwierdzić, że małżeństwo nie zostało zawarte w ważny sposób, np. ktoś został przymuszony, ale nie unieważnia tylko stwierdza, że nigdy nie było ważne.
Pieerd0lenie, wystarczy podsypać srebrników iak Jacek Kurski i wszystko się załatwi, biskup też czlowiek.
Z tego co czytałam on się w procesie stwierdzania nieważności powoływał na swoją niedojrzałość. Niestety są ludzie, którzy nigdy nie dojrzewają i w sumie wygląda, że żadne z jego małżeństw nie jest ważne.
Czyli jest sposób! Niedojrzałość. Czyli małżeństwo potwierdzone przez innego człowieka (tu akurat w sutannie) jest wiecznie ważne a jego rozwiązanie przez takiego samego urzędnika już nie. Czysta prosta logika. Trochę na poziomie klasycznego Kalego. Może też Barei.
Sąd biskupi nikomu nie siedzi pod łóżkiem tylko opiera się na zeznaniach i dokumentach. To pozostaje na sumieniu samego zainteresowanego i sądu biskupiego .
Najbardziej o te katolickie śluby martwią się ateiści. Zgodnie z ateistycznym poglądem na świat można wziąć rozwód, więc wydawałoby się, że stwierdzenie nieważności małżeństwa naszego bohatera powinno martwić tylko katolików. A tu wszyscy się przejmują. Jakie to wzruszające.