Nie wykorzystany ogromny potencjał!!!
Pomieszanie Johna Woo z malutka szczyptą Tarantino i Altmana (wspomniana przez kogoś wielowątkowość). Miejscami kompletnie bezsensowne epatowanie przemocą (jak dla mnie kilka scen można było sobie odpuścić) przemieszane z choooo.lernie nudnymi dłużyznami i niespiesznie toczącymi się scenami. A na końcu po wyczerpującym seansie pozostaje pytanie: "I po co to wszystko?" Jak dla mnie usiłuje pretendować do czegoś lepszego niż jest, a w gruncie rzeczy wyszła wydmuszka... niestety, bo wciągnął na początku