Sam pomysł jak najbardziej natomiast co do wykonania to mogłoby być trochę lepiej Film momentami bardzo niedopracowany przekaz treści szwankuje postaciom brak charyzmy tematyka filmu jakże obca dzisiejszemu pokoleniu przez co myślę nie do końca przez nich zrozumiana generalnie mógł wyjść z tego kawał dobrego polskiego kina a tak wyszedł bardzo przeciętny obraz..
właśnie jestem z tego pokolenia które do końca nie zrozumiało przesłania tego filmu:D Podobnie jak przedmówca mysle, że pomysł dobry aczkolwiek z wykonaniem gorzej, ponadto mam wrażenie ze od pewnego momentu akcja w filmie staje w miejscu i jest on już troche na siłę dociągniety do końca.
ale... czego tu można nie zrozumieć? Dramat osób, którym ktoś powiedział, że ich dotychczasowe życie było oparte na jednym, gigantycznym kłamstwie. A oni nie mają możliwości zweryfikowania tej informacji... A niemoc zrobienia czegokolwiek- przeradza się w dramat
bez przesady-stosujmy domniemanie niewinności- nikt w filmie nie przyznaje się że donosil. W braku zrozumienia chodzi mi o to,że nie żyłem w epoce komunizmu i prawdopodobnie nie do końca jestem w stanie sobie wyobrazić co przeżywala główna postać-podobnie jak słucham opowiadań rodziców o ówczesnych kolejkach. Z jednej strony żyła w kłamstwie, ale czy warto psuć sobię resztę ustabilizowanego życia przez sprawę sprzed lat której i tak nie ma juz jak naprawić? A jeśli tej kobiecie nie dawało to spokoju to dlaczego zamknęła się w małym mieszkanku i pogrążała się w domysłach zamiast działac?
"bez przesady-stosujmy domniemanie niewinności- nikt w filmie nie przyznaje się że donosil. "- Otóż to!! Gdyby mążsię przyznał- sprawa była by wyjaśniona i wszystko stało by się przejrzyste i klarowne. Tu nie ma najmniejszego znaczenia, że chodzi o sprawy dziejące się w PRL-u, taka sama (albo bliźniaczo podobna) historia mogła by się zdarzyć i dzisiaj.
"A jeśli tej kobiecie nie dawało to spokoju to dlaczego zamknęła się w małym mieszkanku i pogrążała się w domysłach zamiast działac?"
Próbowała działać- najpierw wizyta u SB-ka, który nie potrafił przedstawić jej jednoznacznych i przekonywujących dowodów na poparcie swoich tez, następnie odwiedzenie przyjaciela swojego ojca- z którym kontakt był już niemożliwy z powodu jego zaawansowanego wieku. Nie wiedziała co może zrobić więcej- i to właśnie ta bezsilność doprowadziła ją do szaleństwa.
Mnie zaciekawilo raczej czemu nie wpadła na pomysł zeby odnaleźć znajomych jej męża którzy pewnie jeszcze nie przejawiali demencji i coś by jej mogli powiedzieć. Dopiero stojąc tam przy łożku męża jak gdyby sobie o tym przypomniała. Ona istotnie chciała dowiedzieć się prawdy ale być może tak się jej bała ze nie była w stanie dalej drążyć tematu- tym bardziej ze dotyczyło ją to wszystko bardzo osobiscie. Mimo wszystko nadal uważam ze w pewnym miejscu film przestaje sie rozwijać, z odsieczą przyszło na szczescie chore serce męża co też było trochę naciągane-reżyserowi nie przyszedł lepszy pomysł na zakończenie? Choć wprowadza to powiedzmy element niepokoju po oglądnięciu- filmowe małżeństwo będzie dalej żyło zapewne razem(ona nie zostawi go w takim stanie), jak sklejony niezdarnie pęknięty witraż mówiąc metaforycznie.
No to widze, ze film pozostal kompletnie niezrozumialy... Bohaterka dotarla do prawdy juz na samym poczatku filmu, gdy zobaczyla prosbe swojego owczesnego narzeczonego do swoich przelozonych w SB, o papeterie (groszkowana, na bristolu, cos takiego...). Dostawala prawdopodobnie od swojego meza listy milosne na takim papierze, to uwiarygodnilo jej zarzuty tego historyka. Dalej juz tylko utwierdzala sie w przekoananiu, ze jest maz byl agentem, obserwujac jego paniczne i emocjonalne reakcje na jej ciche oskarzenia. Podczas wizyty u tego starego przyjaciela swojego ojca dotarlo do niej, ile zla wyrzadzil jej maz. To przez jego donosy ten stary byl w wiezieniu, inwiligowal to cale towrzystwo. Jedyne czego bohaterka nie mogla byc chyba pewna to to czy zalowal tego, co robil. Byc moze czekala na to, ze przyzna sie i okaze skruche, ale on caly czas trwal w klamstwie.
„Z jednej strony żyła w kłamstwie, ale czy warto psuć sobię resztę ustabilizowanego życia przez sprawę sprzed lat której i tak nie ma juz jak naprawić?” Boze, coz za przerazajacy konformizm! Chcialbys mieszkac z czlowiekiem, ktory cale zycie Cie oszukiwal, przez ktorego dzialalnosc trafiali do wiezienia przyjaciele Twoich starych, i ktory nawet nie probuje przeprosic?
„A jeśli tej kobiecie nie dawało to spokoju to dlaczego zamknęła się w małym mieszkanku i pogrążała się w domysłach zamiast działac?” Zamiast trwac w zaklamaniu, podjela bardzo konsekwentne (a nie szalencze) dzialanie. Nic innego nie pozostalo skoro on upracie wypieral sie prawdy, a ona go kochala. Szukac znajomych meza nie mogla, bo nie wiedziala o ich istnieniu.
„filmowe małżeństwo będzie dalej żyło zapewne razem(ona nie zostawi go w takim stanie)”
Ostatnia scena wskazuje raczej na to, ze wlasnie go opuszcza. W szpitalu dzieki odwiedzinom znajomego jej meza, z ktorego slow jasno wynikalo, ze byl emerytowanym oficerem SB, okazalo sie, ze caly czas miala racje. Sadze, ze przelalo to czare goryczy. Po coz innego mialaby ubrac sie identycznie do tej dziewczyny ze zdjecia (zalozyla nawet jej peruke). Analogie widac, dzieki wczensijeszemu nagraniu z sekretarki, dziewczyna ze zdjecie wyjechala z kraju zostawiajac jakiegos zakochanego faceta. Bohaterka filmu zrobi zapewne tak samo.
heh... myślę, że wyciągasz z tego bristolu zbyt daleko posunięte wnioski. Tu nie chodziło o rozstrzygnięcie- donosił czy nie. Gdyby celem filmu było wyraźnie osądzenie i zakrzyknięcie WINNY- jestem pewny, że tak by zrobiono. A tu mamy... wątpliwość- coś jak w ostatnio do oscarów nominowanym filmie- pod właśnie tym tytułem. I to właśnie zwątpienie, strach przed tym, iż może się okazać, że całe życie było zmanipulowane, bez sensu, zakłamane- jest tu sednem.
jaki bristol?
przecież czytała ten list, w którym prosił kogoś z sb o materiał- nawet podał wymiary- biały, w groszki. kiedy przeglądała zdjęcia z albumu, na jednym stała właśnie w takiej sukience, z tego materiału. zresztą to zdjęcie jest nawet na plakacie z filmu!
no i druga sprawa.
nie, nie będzie żyło dalej. przecież spotkała przy łóżku męża jego kolegę ze szkoły. którego wcześniej nie znała. no i to jego pytanie, czy przypadkiem czegoś nie załatwić/ "coś załatwić" w tym przypadku kojarzy się jednoznacznie. zresztą jak z tym materiałem na sukienkę. też go załatwił...
No wyrazne przeciez czyta: "prosze o pilne przekazanie do celow operacyjnych 5 m2 wegierskiego brystolu, bialego w czarne drobne groszki..."
Nie znam sie na krawiectwie... moze tak tez sie nazywa jakis material, bo fakt faktem kiecka w czarne groszki na zdjeciu jest. Albo moze uszyl ja z papieru... za komuny robilo sie rozne dziwne rzeczy z braku innego wyjscia:P
przecież wiadomo, że nie chodzi o brystol do rysowania. ja wiem. za komuny było dziwnie. ale uwierzcie mi. nie było wtedy jak i teraz brystolu w groszki. biał? ok. czarny? ok. ale nie w groszki
serwus!
W tamtych czasach (chodzi o połowę lat sześćdziesiątych) był materiał -bistor. Trudno go było kupić, stąd ta prośba.
"przecież spotkała przy łóżku męża jego kolegę ze szkoły. którego wcześniej nie znała"
ja pamiętam jak powiedziała "mój mąż nie ma kolegów, o których bym nie wiedziała" - plus to, że mąż wtedy
był przytomny i nie odwrócił się (ani nie spróbował odwrócić) gdy weszła.
No i jego wizyta u "historyka" i ten krzyk rozpaczy "i co kurwa z tego mam..!!"
Zbłądził, potem, najpewniej przed samym sobą też - naprawił to przykładnym życiem, poświęceniem dziecku.
Ją ogarnęło szaleństwo, zachowania kompulsywne (mycie rąk spirytusem, wycieranie klamek, podawanie
obiadu w rękawiczkach, kukurydziane flipsy na (najprawdopodobniej) "ucztę" wigilijną)- mierzalnym punktem
zdaje się być klamra utraty i powrotu poczucia smaku/zapachu.
Niemniej jej finalne przejście w peruce i chuście skrzypaczki sugeruje, że to wątłe katharsis, jakiego doznała
podczas mycia pleców męża zostało zdeptane wizytą kolegi "z liceum".
Tak dla uściślenia:
- zrobiłem sobie powtórkę ze sceny rozmowy z historykiem - jak to w polskim filmie dźwięk beznadziejny !!!- ,a jednak słychać, że bohaterka czyta z kartki "proszę o dostarczenie węgierskiego bistoru" - za Kopalińskim - bistor materiał syntetyczny na odzież, zasłony, narzuty, pokrowce itd. - nazwa handlowa, skrót od bis(tabilizowany) tor(len).
- Mąż bijąc tego historyka wykrzykuje "co z tego masz", a nie "co z tego mam", a to duża różnica, bo drugi okrzyk byłby przyznaniem się do winy, (tak mógłby krzyczeć sb-eka, któremu donosił, czyli najprawdopodobniej do osobnika granego przez Zdzisława Wardejna)
Choć film jest niedomówiony, to jednak skłaniam się do tezy, że mąż był donosicielem - wskazuje na to ten nieszczęsny bistor w groszki i scena z "kolegą z klasy".
Zakończenie (niech nie czytają Ci co nie oglądali, a mają ochotę) wskazuje, ze główna bohaterka mimo, że zaczęła normalnieć (odzyskanie węchu, mycie rąk pod kranem, a nie z użyciem spirytusu) postanowiła wyjechać dalej, niż do Nowej Huty - wzorem właścicielki wynajmowanego mieszkania.
Moim zdaniem film niezły, lustracja jest nośnym i aktualnym (mimo wszystko) tłem, ale dla mnie tylko tłem w historii mówiącej o tym jak jesteśmy słabi psychicznie i jak cienkie są relacje międzyludzkie.
Pozdrawiam i oby więcej takich filmów.
podobnie jak przedmówica nie zgadzam się z faktem żeby padło tutaj jasne oskarżenie że donosił, ponadto logicznie rzecz biorąc zaakceptowanie całego faktu przez żonę wcale nie jest najgorszym wyjściem (co nie oznacza ze to nie byłoby zachowanie konformistyczne) Trzeba pamiętać że on nie tylko na jej ojca donosił, ale także wychował jej dziecko, wspierał ją przez całe życie i chyba ją kochał. Tutaj wina leży po jego stronie, bo sposób w jaki wypierał sie swojej ewentualnej winy był bardzo podejrzany(jak juz ktoś napisał) Nadal jestem zdania ze mogła poszukać w jego kolegach (ostatnia scena przy łóżku pokazała że jednak mąż miał znajomych o których do tej pory nie wiedziała). Myślę,że scena w szpitalu wcale nie przekreśla ich dalszego wspolnego życia (choć film oglądałem już jakiś czas temu i mogło mi się już trochę zatrzeć w pamięci) choćby dlatego że pomogła go umyc (mozna to uznać za przełamanie pewnej bariery) i przychodziła do tego szpitala aby przy nim być. Owszem może ktoś powie że przychodziła tam pewnie tylko do czasu aż trochę doszedł do siebie, ale to juz są tylko domysły.