Nie chodzi mi o to czy film się podobał czy nie, nie chodzi o gre aktorską itp. ale mam na uwadzę problem poruszony w tym filmie. Policjant miał gdzieś(zajął się swoim życiem)prawdę, żona zabójcy też... nawet żona ofiary na końcu "pogodziła" się z tą myślą... biedny Dave. Pokrzywdzony, zapomniany... ZABITY dosłownie i w przenośni. Tak ma świat wyglądać? No to ten świat nie jest dla mnie. Tyle
Myślę tak samo. Jaki z tego morał? Możemy bronić tych których kochamy tak bardzo, żeby zabić kogoś, co do którego winny nie mamy pewności czy też taki, że jeśli ktoś ma spaprane życie to możemy go jeszcze dobić? Nie kupuję tej republikańskiej propagandy która unosi się, zapewne nie przypadkiem,nad tym filmem.