Eastwood ewidentnie ma niemal obsesję na temat relacji ojciec-córka. O czymkolwiek by nie kręcił, zawsze jakieś córki... powtarzalne jak zdrowaśki w różańcu. Nie twierdzę, że kit, przeciwnie, sporo ma do powiedzenia w tej kwestii, ale ta prawidłowość zastanawia.