Nawet na moment skutecznie (choć z trudem) zapominając, że ten film jest ekranizacją książki, nie potrafię zrozumieć jego fenomenu. Mimo upływy czasu jest dla mnie wciąż tak nudziarsko oleisty i pozbawiony napięcia jak flaki z olejem z tłoczenia nr 9 i 3/4. Pomijam tu kwestię totalnej pomyłki wyróżnień na rzecz prośby do wszystkich, którzy ocenili go pozytywnie: co wy w nim takiego widzicie? Napiszcie proszę, może i ja zdołam to dostrzec.
Film jest do bani, a fenomen polega na tym samym, na czym polega fenomen "M jak Miłość" - ludzie lubią kicz. Większym fenomenem jest twoje z dupy pytanie. Wiesz, że jest do bani, ale pytasz co ludzie o nim myślą. Serio cię to obchodzi?
Mdli mnie jak widzę takie wypowiedzi.