Czy ten film jest o:
1. Alternatywnej rzeczywistości, w której wolno wprowadzać psy na halę basenową?
2. Wielkiej miłości człowieka (kobiety w tym wypadku) do psa?
3. Przekrętach w biznesie?
4. Tym, jak ważna w biznesie jest znajomość języków obcych?
5. Trudach bycia singielką?
Czy o czymś jeszcze innym? Bo mamy tu kilka wątków, z których żaden nie wysuwa się na prowadzenie, a kolejność scen w wielu przypadkach wydaje się być przypadkowa i nieprzemyślana - film jest dziwnie pocięty. W dodatku film składa się w dużej mierze z ciągnących się, nudnych rozmów biznesowych, z których właściwie nic nie wynika. Tylko czeka się, aż taka rozmowa się skończy.
I nadać psu imię Wyżeł to zupełnie jakby nadać psu imię Labrador, Jamnik, Buldog albo Spaniel. Kto wymyślił coś takiego? To jakiś absurd. Czy ten zabieg miał oznaczać, że główna bohaterka jest aż tak dziwaczna/nienormalna, że zamiast wymyślić dla swojego psa (swoją drogą brzydkiego psa) jakieś normalne imię, nazwała go Wyżłem?
Przy okazji: kto odpowiadał za charakteryzację Adamczyka w scenie ze wstrząsem anafilaktycznym? Bo wyglądało to groteskowo, ale na pewno nie wiarygodnie ani zabawnie.
Podsumowując: ten film to jeden wielki gniot. Nie wciąga, nie jest ciekawy, nie jest zabawny, tylko nudzi i jest mocno naciągany pod wieloma względami. Co prawda głównej bohaterce czasem udaje się jakaś cięta riposta, ale to nie ratuje filmu. Film nie robi po prostu żadnego wrażenia. O większości z niego po prostu się zapomina, i to dość szybko. Pamiętam sceny z psem, sceny na basenie, scenę z wpadnięciem do wody i z atakiem alergii Adamczyka, ale poza tym większość filmu zapomniałem, choć oglądałem go w ostatni piątek.