Przede wszystkim trzeba przyznać, że nie jest to kolejny wyświechtany gniot. z kina można wyjść z
uczuciem rozdrażnienia bądź podziwu. z jednej strony kibicuje się bohaterowi i stoi się poniekąd
po jego stronie a z drugiej widzowi towarzyszy uczucie odrazy do mężczyzny. spotkałam się z
opiniami ludzi którzy odczuwali ambiwalentny stosunek, byli też tacy którzy utożsamiali się z
bohaterem chociaż nigdy w życiu nie posunęliby się do podobnych czynów.
Utożsamiać się z bohaterem raczej trudno, trzeba by być skończony degeneratem. Ale faktycznie, mimo odrazy, kibicowałem mu do samego końca.
Scenariusz opowiada historię ciecia-zwyrodnialca, któremu wszystko się udaje/uchodzi płazem, niczego nie kojarzących mieszkańców kamienicy i nieudolnej policji... Kibicowaliście głównemu bohaterowi? Serio?
Takich jak ty Kung_Fu_Master trzeba izolować od społeczeństwa.
whiskey_sour a kto wie czy by sie nie posunęli na pewno to jacyś toksycy co niszczą swoje drugie połówki.
O tak, niech mnie zamkną w odosobnieniu, bo czasem kibicuję czarnym charakterom.
Sądzę, że odruch kibicowania głównemu bohaterowi filmu (jeśli to nawet morderca) nie jest czymś wyjątkowym czy dziwnym. Oczywiście zupełnie inaczej miałaby się sytuacja w życiu. Nie widzimy wówczas postaci oczami reżysera. Nie znamy jego myśli i rozterek. Oceniamy jedynie suche czyny. Bardziej dziwiliby mnie i budzili we mnie lęk ludzie, którzy oglądając film wykazywaliby się agresją do głównego bohatera.