Film nie unika uproszczeń, co nie zmienia faktu, że jest ciekawy i ogląda się go dobrze; nawet bardzo dobrze. Oprócz interesującej inwersji - bogaci biali są przedstawieni jako zdziecinniali i niezaradni, zaś ubodzy czarni jako "sól ziemi"/"ludzie dobrej roboty" - drugim interesującym zabiegiem jest przyjęcie perspektywy kobiet - mężczyźni w tym obrazie są bardzo mocno zmarginalizowani.
Jest oczywiście zastanawiające, na ile zjawisko zdziecinnienia wyższej klasy średniej amerykańskiej prowincji w czasach dobrobytu na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jest przejaskrawione. Uniwersalne motto jest jednak słuszne - szanuj innych, nie gardź tymi, których status społeczny jest niższy, gdyż niekoniecznie jest to wina ich przywar. Zachowaj dystans do presji otoczenia i szukaj swej miary, gdy oceniasz ludzi. Warto - jeden z lepszych obrazów kinowych ostatnich tygodni.