Hollywood jeszcze raz mierzy się z kwestią segregacji rasowej na Południu, tym razem z perspektywy czarnej pomocy domowej i jej emancypacji. Sprawnie zrobione i dobrze zagrane, tego filmowi Taylora odmówić rzecz jasna nie można, niemniej uważam, że te wszystkie, w większości niezwykle entuzjastyczne, opinie są nieco przesadzone. Tego typu historii w kinie było już wiele, a "Służące" bynajmniej żadnych wielkich odkryć w temacie nie poczyniły. Mimo stosunkowo długiego czasu trwania rzecz nie nuży, przede wszystkim dlatego, że sama epoka została odmalowana w sposób barwny (sic!) i sugestywny. Nie obyło się jednak bez obowiązkowych klisz i stereotypów, a wieńczące dzieło "ciepłe kluchy" zbliżają niebezpiecznie obraz do pospolitego melodramatu dla kur domowych. Jak dla mnie chyba jednak wyłożone nadto czarno na białym, że tak to określę, trzymając się ściśle meritum zagadnienia. Akademia z pewnością "doceni", ale żeby "najlepszy film" to to już nie.
Dla mnie ogromne rozczarowanie. Naiwny, pretensjonalny i momentami po prostu głupi - takie moje zdanie. Tylko niech mi ktoś nie zarzuci, że nie rozumiem problematyki filmu, bo rozumiem i nie traktuję jej powierzchownie, film po prostu do mnie nie trafia, podobnie jak chociażby laureat sprzed 2óch lat, "the Hurt Locker"...Obawiam się, że amerykanie właśnie ten film nagrodzą Oscarem bo porusza właściwą tematykę i jest politycznie poprawny. Ja nie kupuję takiego badziewia i tu jeszcze raz podkreślam, że mówię o filmie.
Dokładnie, "polityczna poprawność" to w tym przypadku słowo klucz i jeśli "Służące" rzeczywiście wygrają, to tylko z tego jednego powodu. No i zgadzam się, że statuetka dla "Hurt Lockera" podyktowana była względami czysto politycznymi (choć i tak cieszyłem się, że to Bigelow, a nie Cameron wygrała).
SPOILERY
Tak jest niestety z tym filmem, jedna wielka, hollywoodzka "ciepła klucha". "Szantaż emocjonalny" doprowadzony do ekstremum w końcówce, gdy dziewczynka krzyczy i wali w okno, za ukochaną służącą. Takich scen niestety jest za dużo(średnio co 5 min z obowiązkową podniosłą muzyczką), oczywiście jak to w dramacie hollywoodzkim, jest tu sporo problemów - rasizm TAK, ale to dopiero początek, dla podkręcenia łzawych emocji, dochodzi - rak, poronienie, przemoc w domu i pewnie coś jeszcze. Oczywiście o każdy problem ledwie zahaczamy, żadnego zgłębienia;) Jest trochę humoru, niezłej gry aktorskiej, dla mnie akurat najlepsze były Chastain i Howard, ale tani sentymentalizm i poprawność polityczna, każą ocenić film, na nie więcej niż 4/10 w moim przypadku. Jackson w Missisipi okazuje się miejscem, gdzie każdy chciałby przyjechać i zostać przytulonym przez ukochane, czarnoskóre służące, wzory wszelkich cnót. Niestety film ma wszystko, co kocha Akademia, więc bardzo się boję, że możemy mieć dzisiaj przykrą niespodziankę w postaci wygranej tegoż filmu, a nie zasłużył ani na Oscary, ani na nominacje.
"Jackson w Missisipi okazuje się miejscem, gdzie każdy chciałby przyjechać i zostać przytulonym przez ukochane, czarnoskóre służące" - hehe, trafione w sedno. No i rzeczywiście, Jessica Chastain - jedyna słuszna nominacja.
Z wszystkim się zgodzę - film nie zasługuje na Oscara, imho nawet na nominację. Nie mniej jednak, film mi się nawet podobał.
Film przewidywalny, nie zmuszający do głębszej refleksji, wszystko podane na talerzu i otulone lukrem z taniej tkliwości. Niektóre sceny głupie, absurdalne, pretensjonalnei jak np wątek z sedesami na trawniku u Hilly (w głupi sposób Skeeter skompromitowała Hilly, dziecko wpadło by na mądrzejszy pomysł),a potem skarcenie córki przez p. Leefolt (tani sposób na ukazanie jaką jest złą matką); wielce poruszająca scena 3 magicznych słów Aibileen i małej Moe; ucieczka Minnie przed mężem Celi (przecieżnie było przesłanek ku temu że może zrobić jej krzywdę, jej zachowanie wydało mi się absurdalne)..mogę mnożyć i mnożyć bez końca,bo cały film był taki, a TY możesz się z tym nie zgadzać. Ja nie lubię banalnych tworzyw jak ten film, wolę kiedy reżyser działa na podświadomość widza, zmuszając go do refleksji i wywołując przy tym silne emocje. Polecam chociażby "the Beaver" lub "We need to talk about Kevin"..pierwsze z brzegu.
Racja, nie muszę się z Tobą zgadzać. Na pewno obejrzę filmy, o których wspomniałeś, może faktycznie spojrzę potem inaczej na "The Help".
P.S. - co do przewidywalności, jak oceniasz Artystę, skoro jest to film równie przewidywalny co Służące?
Nie widziałam "Artysty", nieme, czarno-białe kino to trochę nie moja stylistyka, ale postaram sie obejrzeć. Pisząc przewidywalny o "Służących" miałam na myśli coś więcej niż przewidywalność zakończenia. Twórcy sięgnęli po proste środki wyrazu, aby zbudować postaci czy nadać im cechy osobowości. Przez co mnie wydały się zbyt mało złożone, mdłe i właśnie bez wyrazu. A natura ludzka nie jest nieskomplikowana. Nie wiem czy wiesz co mam na myśli, ale obejrzyj jakis film który jest trudniejszy w odbiorze i który Cię wewnętrznie rozdziera i nad którym się zastanawiasz. Spróbuj któryś z tych dwóch, o których wspomniałam.
mogę się podpisać pod każdym słowem. film jedzie "kliszami" niemiłosiernie - mądrzy i wrażliwi kolorowi vs wynaturzeni i ograniczeni białasi. zaznaczam- nie chcę powiedzieć, że ucisk czarnych (w innych produkcjach Indian) nie miał miejsca, ale jest to tematyka tak w kinematografii ograna, że podejmując się jej trzeba mieć coś "świeżego" do powiedzenia. niemniej film jest nieźle zagrany, taka obyczajówka do obejrzenia i zapomnienia, bo na pewno nie żaden zaczyn do dyskusji.