Tylko o charaktery. Dobra Eugenia -zła Hilly, dobra Celia - zła Elizabeth. Bohaterowie tak bardzo podporządkowani fabule, że aż do bólu przewidywalni. Jednak w tym przypadku chyba tak bardzo mi to nie przeszkadzało. Taka produkcja, taki tytuł - już z daleka trąca propagandą, ale taką propagandę to ja mogę oglądać :-) Bo to klasyka gatunku. Bardziej wzrokiem chłonęłam ten film: lata 60te, te słodka moda, te tapiry , samochody, kwieciste sukienki :-) Polecam na 8, głównie kobietom :-)
nie powiedziałabym. matka głównej bohaterki, Elizabeth, matka Hilly, chłopak Celi, służąca, która kradnie pierścionek- to nie są czarne lub białe postaci. Może faktycznie- główni bohaterowie popadają w takie kontrasty, ale trzeba spojrzeć na dalszy plan i przyjrzeć się filmowi dokładniej.
A ja się zgadzam z waragp... postacie w "Służących" są naprawdę bardzo schematyczne, stereotypowe wręcz karykaturalne. Jest wyraźny podział na dobrych i złych. A ci dobrzy są przesłodzeni a ci źli beznadziejnie głupi, zepsuci i płytcy. I nawet te postacie, które wymieniłaś - rzeczywiście jedyne, co do których można by mieć wątpliwości w tej kwestii - jakoś też mnie nie przekonywują, że jest inaczej.
Służąca, która ukradła mimo tego małego grzeszku jest pozytywną postacią. Zrobiła to w imię wyższego celu, jej czyn miał niską szkodliwość społeczną, nie zrobiła też tego perfidnie, tylko raczej w myśl hasła "okazja czyni złodzieja", przypadkowo znalazła pierścionek i pokusa okazała się silniejsza. Jestem pewna, że z czasem wykupiłaby ten pierścionek z lombardu i zwróciła go właścicielce. No dobra, może trochę relatywizuję, ale po prostu ten czyn nie spowodował, że odczytuję ją jako negatywną bohaterkę czy jako prawdziwą złodziejką. Chłopak Celi jest zdecydowanie dobry - podobnie jak i Celia - nie zauważyłamu u niego jakiegoś negatywnego zachowania. Chyba, że chodziło Ci o chłopaka Skeeter. Elisabeth jest głupią, powierzchowną blondynką, która nie zajmuje się swoim dzieckim. Może na końcu coś w niej drgnęło, może nie jest tak zła jak Hilly, ale to nie zmienia faktu, że to czarny charakter w filmie, podobnie jak cała reszta głupiutkich panien z towarzystwa. Matka Hilly to raczej pozytywna postać, ale ponieważ ma tu rolę starej wariatki więc nie wiadomo jak ją do końca traktować.
Film w ogóle jest bardzo schematyczny i trochę naiwny, co nie zmienia faktu, że ogląda go się go całkiem dobrze. Choć trochę miałam wrażenie deja vu postaci i motywów z innych filmów osadzonych w tych czasach. Ale denerwował mnie ten nachalny podział: tu mamy głupich i powierzchownych a tu mądrych i szlachetnych.
nie można zapomnieć, że był to film robiony pod standardy Hollywood, więc trzeba się pogodzić z tym, że zwykły, niewymagający odbiorca nie będzie się nawet zastanawiał nad taki rozstawieniem postaci w dwóch szeregach.
tak, chodziło mi o chłopaka Skeeter, to była pomyłka.
ja jestem zachwycona tym filmem, nic na to nie poradzę. może dlatego, że jedyne co do mnie ostatnio trafia, to takie pięknie, wystylizowane produkcje. uważam jednak, że charaktery pobocznych osób były czasem nawet skomplikowane i dla mnie to dopełnia całości.
Jak dla mnie to wielka wada tego filmu. Warto też dodać, że wszystkie białe kobiety (poza główną bohaterką) zostały przedstawione jako totalne kretynki.
Zapomniałeś o matce głównej bohaterki. Weźmy też pod uwagę historię, miejsce w którym odbywa się akcja. Południowe stany zawsze były zapóźnione, segregacja w nich ostrzejsza, wśród białych kobiety po studiach były równie często spotykane co Yeti czy wielka stopa tak więc kretynizm większości białych kur domowych jest w pewnym sensie uzasadniony