Wczoraj ogladnelam. Zaczne od rzeczy, ktore mi sie podobaly:
1) szalenie udany powrot do lat 60-tych - wszystko oddane wrecz idealnie lacznie z kostiumami, wystrojem wnetrz, samochodami, calym miasteczkiem i ogolnym klimatem i atmosfera - 10/10.
2) Gra aktorska - nie ma osoby w tym filmie, ktora wedlug mnie zle zagrala - kazda rola jest potrzebna i kazda rola jest mistrzowska - 10/10.
3) Muzyka Thomasa Newmana - jako, ze jestem jego wierna fanka od ponad 3 lat, to bylam nia zauroczona i tym razem! Aczkolwiek, w porownaniu z innymi OST Newmana, ten nie nalezy do tych 'najlepszych', a wiec: 8/10.
4) ogolny urok i cieplo jaki niesie ten film. Film O CZYMS, daje do myslenia, otwiera na cos oczy, uczy, kaze sie zastanawiac, zmusza do myslenia i za to 10/10, bo malo takich filmow!
A teraz co mi sie nie podobalo najbardziej:
Ja rozumiem, ze prezydent w USA jest czarnoskory i klimat polityczny sie zmienil, ale jak dla mnie za bardzo w tym filmie ZDEMONIZOWANO bialych. Wszystkie te kobiety biale do niczego sie nie nadawaly: byly nieczulymi jedzami bez cienia empatii, nie potrafily gotowac, wychowywac dzieci, sprzatac - NIC! Natomiast wszystko co ciemnoskora sluzaca zrobila bylo IDEALNE. One potrafily kochac, byc wrazliwe, uczuciowe, idealne kucharki, idealne sprzataczki - ludzie idealni pod kazdym wzgledem!
Prosze Panstwa, tak NIE JEST! Zycie nie jest i nigdy nie bylo tylko czarno, albo biale!
Nie wliczajac Skeeter, to postac Celia Foote byla chyba jedyna pozytywna w 100% wsrod 'bialych', ale dlaczego musieli ja w wielu sytuacjach przedstawic jako totalna idiotke? Owszem, kobieta z wielkim sercem, ale to nic nie zmienia, ze przedstawiona pomimo wszystko jako typowa DUMB blonde!
Ja rozumiem, ze biali duzo krzywdy czarnym wyrzadzili, ale zbyt zdemonizowali to wszystko - wrecz przejaskrawili nieznosnie by w kazdej scenie, kazdym dialogu, moglibysmy zobaczyc jacy to biali nie sa ZLI i gorsi.
I za to niestety 2/10.