Nie widziałam wcześniej spoilerów, recenzji czy opisów. Na jakimś forum ktoś polecał i postanowiłam obejrzeć. Nastawiłam się na lekki film o komedyjnym zabarwieniu o uroczych, pulchnych czarnoskórych Paniach trudniących się prowadzeniem domów.
Film okazał się fenomenalny! Genialny, wzruszający, ciepły, ale i trudny, niezwykle wzruszający. Nie wiem kiedy ostatnio wylałam tyle łez oglądając jakis film. W trakcie kilka razy zaszkliły mi się mocno oczy a na końcówce płakałam jak bóbr. To był jeden z tych filmów po których nie jestem już taka sama, które pozostawiły coś w mojej głowie i sercu i z pewnością zagości od dziś na liscie ulubionych filmów EVER.
Genialne postacie Minnie i Aibileen. Niezwykle ciepłe, silne, dumne i piekne kobiety, piekne wewnętrznie, biło od nich światło i niezwykła moc. Zachowywały poczucie godności w najtrudniejszych momentach. Pokazały siłę której powinny uczyć się wszystkie kobiety.
Fantastyczna jest też gra aktorska Pań odtwarzających rolę Aibileen i Minnie, to one wykreowały ten obraz w który uwierzyłam i który wywoływał takie emocje we mnie. Jestem pod wrażeniem.
Niezwykły jest ten kontrast pomiędzy „służącymi” a ich „Paniami”. Poniżane, traktowane jak własność, upokażane ale jednocześnie szczęśliwe, dumne i ciepłe kobiety. Nie lukrowane bo potrafią ukraść, zrobić tartę z własnych odchodów, pyskate, pozornie oschłe i nieuprzejme. Ale bogate wewnętrznie, szczęście czerpiące z małych rzeczy, radosne. Z drugiej zaś strony ich „Panie”. Z pozoru mające wszystko, pieniądze, męża, dzieci, szacunek i respektowane prawa człowieka. Ale totalnie zagubione, żyjące pozorami, dla innych, tworząc fasadę szczęścia w środku są wrakami. Wystraszone, nieporadne, zagubione i totalnie, potwornie nieszczęśliwe…Mając wszystko nie mają nic…
Najsłabszym punktem filmu jest dla mnie paradoksalnie postać głownej bohaterki czyli Skeeper. Banalna, płaska, przelukrowana, jednowymiarowa i nudna jak flaki z olejem. Postać Skeeper nie jest w filmie człowiekiem jest tylko sumą zaprzeczeń wszystkich stereotypów dotyczących młodych kobiet z małych miasteczek z lat 60tych dla których celem życia było wyjść za maż, urodzić dzieci, zajmować się działalnością charytatywną i życiem towarzyskim. Postacie Hilly, Elizabeth są niejednoznaczne, niby powinno się je nienawidzieć za to co mówią i jak postępują ale w głębi duszy się im współczuje. Celia podobnie, niby głupiutka a skrywa wielki dramat.
Film porusza ważny temat segregacji rasowej, nietolerancji i nienawiści wynikającej z niewiedzy i ignorancji. Słuchając wywodów bohaterów nie chce się wierzyć ,że można w ten sposób traktować drugiego człowieka tylko przez kolor skóry. Nasze czasy nie są idealne, ciągle daleko nam do tolerancji ale dziękuję bogu że żyję teraz a nie w tamtym okresie, okresie kiedy Hitler uważał że żydzi to podludzie i w t okresie kiedy Amerykanie uważali czarnoskórych za swoją własność. Wolność to niezbywalne prawo każdego człowieka i każdemu należy się równy szacunek oraz że nikt nie ma od nas mniejszych ani większych praw to powinniśmy wynieść z takich filmów. Zaś bohaterki min Minnie czy Aibileen udowodniły że prawdziwa WOLNOSĆ JEST W NAS…
> i w okresie kiedy Amerykanie uważali czarnoskórych za swoją własność
Warto mieć świadomość, że akcja filmu rozgrywa się naprawdę niedawno - w latach 60-tych XX wieku. A apartheid w RPA został zniesiony dopiero w połowie lat 90-tych!
Jednak, niezależnie od oficjalnego stanowiska tego państwa, rasizm w Stanach panuje do dzisiaj. Czarni trzymani są z dala od "białych dzielnic", w murzyńskich gettach i bez perspektyw na lepszą przyszłość, a w sądach, przy wymierzaniu wysokości kary, dostaje się "dodatkowe punkty" za czarny kolor skóry (bo według białych czarni popełniają więcej zbrodni i nie udaje się ich zresocjalizować).
O tym, że problem wcale nie zniknął, opowiada na przykład film Jane Elliott "Niebieskoocy" ("Blue Eyed"). Do obejrzenia na przykład na Youtubie:
http://www.youtube.com/watch?v=IOOCQ_C7pKk
Jak najbardziej mam świadomość ,że to było jeszcze całkiem niedawno co napawa mnie jeszcze większą grozą:(. Podobnie jak fakt ,ze problem ciągle jeszcze istnieje. Choć dziś już coraz mniejsza jest jego siła, głośniej się o tym mówi, młodzi ludzie mają coraz większą wiedzę, dziś już nikt nie powie ,że "czarni" powinni mieć osobne toalety bo ich zarazki mogą zabić "białych" albo coś koło tego. Dziś taka niewiedza jest powodem do wstydu, choć rasizm jest powszechny i nadal jest problemem, nawet nasi szanowni posłowie nie są od niego wolni. Dzieki rozwojowi nauk społecznych, medycy, etyki świadomość ludzi jest coraz większa niz tych kilkanascie-kilkadziesiąt lat temu, mamy media, prasę, internet, dziś jesteśmy globalni, jesteśmy obywatelami świata, poznajemy tak różne kultury i światy że coraz mniej nas dziwi i coraz mniej przeraża. Mamy historię która uczy, jest świadectwem i sumieniem... nie wyprowadzaj mnie z błędu, prosze :) ja musze wierzyć w dobro :). Ja wierzę ,ze kolejne pokolenia będą coraz bardziej tolerancyjne i wiem że to w dużej mierzy zależy od nas rodziców, wychowawców itp.
> A apartheid w RPA został zniesiony dopiero w połowie lat 90-tych!
O tym nie miałam pojęcia :O
Dzięki za link napewno obejrzę.