Z dziewięciu nominowanych do Oskara w tym roku filmów widziałem dopiero trzeci. Po Spadkobiercach i Woodym Allenie przyszła kolej na Służące. Gdybym miał wybierać z wymienionej trójki na pewno wygrałaby ta ostatnia pozycja. Obraz jest rewelacyjnym połączeniem lekkiej formy, groteskowych sytuacji i prawdziwego, gorzkiego dramatu. O fabule nie będę pisał wiele. Sporo ludzi już to zrobiło. Lata 50-60te. Czarni niby wolni ale nadal to obywatele drugiej albo trzeciej kategorii. Głównym atutem jest gra aktorska (Bryce Dallas Howard i Octavia Spencer ukradły film dla siebie, dziwne, że ta pierwsza zebrała tak mało nominacji) i świetnie skrojony scenariusz. Nie jest ani przesadnie gorzki ani zbyt komediowy. Całość trwa ponad dwie godziny i nie nudzi nawet przez chwilę. Zdecydowanie polecam. Klimat tamtych czasów oddany tak, że można się zapomnieć. Chociaż zawsze nachodzi mnie smutna refleksja, że to wszystko działo się przecież całkiem niedawno (po drugiej wojnie!), w USA - kraju, który przecież jest ponoć mekką wolności obywatelskich i wszystkich na świecie chce uczyć demokracji. Pokraczne, doprawdy.