Superprodukcja, nagrody, wszystko pięknie ładnie, faktycznie cudowna historia z dobrym
aktorstwem... ale. Myślałem, że to będzie jednak bardziej prawdziwe. Nawet czarne
charaktery są w jakimś stopniu dobre i mają coś dobrego w sobie, poza złym mężem jednej
z służących, którego jakoś wizualnie pominięto. Niestety rzeczywistość tamtych dni była dużo
mniej różowa, ale do tego przyzwyczaiły już nas amerykańskie produkcje. Może i lepiej, bo
faktycznie możesz pokazać film mamie, babci i nawet cioci z bajpasami, nie padnie na
zawał.
Dokładnie tak. Wszystko przesłodzone, przeróżowione, wyidealizowane. :/ Jak jakaś baśń.