Saga "Zmierzch": Księżyc w nowiu

The Twilight Saga: New Moon
2009
5,5 179 tys. ocen
5,5 10 1 179110
2,8 25 krytyków
Saga "Zmierzch": Księżyc w nowiu
powrót do forum filmu Saga "Zmierzch": Księżyc w nowiu

" Księżyc w nowiu " obejrzałam na świeżo po przypomnieniu sobie części pierwszej więc mam porównanie wizji reżyserów obu filmów i ukazania historii Belli i Edwarda.

Chris Weitz zmienił calkowicie koncepcje ekranizacji sagi i zrezygnował z szaro-niebieskiego tla, wszechobecnej mgły ( która w " Zmierzchu " miała swój urok i nadawała klimatu opowieści ) i pudrowania bohaterów jakby grali w teatrze kabuki. W zamian otrzymujemy...

No właśnie, dostajemy całkiem sporo - osiemnaste urodziny z niespodzianką, rozstanie idealnej pary zakochanych, stadium depresji Belli, darmową wycieczkę do Włoch, instruktaż skakania z klifu, Wielką Tajemnicę Jacoba, jeszcze więcej emo- Edwarda, one man show Jake'a a właściwie jego gołej klaty, równie nagą ( choc narysowaną ) klatkę Edzia, Dakotę Fanning z czerwonymi oczyma, elegancki sposób dania kosza facetowi, który wyprowadził Belkę z dołka a na deser będziemy uraczeni mega słitaśną sceną zaręczyn, której świadkami będą drzewa w lesie...

Przyznacie że to całkiem sporo jak na dwugodzinny film. Czy reżyserowi udało się zadowolic widza? To już zależy od jednostki, na mnie ta mieszanka zrobiła piorunujące wrażenie. Czy pozytywne zaraz się okażę, zacznę od plusów.

1. Muzyka - jak zwykle ten element filmu mnie nie zawiódł. Autor ścieżki dźwiękowej idealnie dopasował motywy muzyczne do scen filmowych, wszystko komponuję się ze sobą bez zarzutu. Trzeba przyznac że muzyka w Sadzę to jeden z najsilniejszych elementów in plus. Widac, że kompozytorzy starają się jak najwierniej oddac w nutach to co dzieje się na ekranie. Za to należą im się duże brawa.

2.Krajobrazy i zdjęcia - wszystko naprawdę zostało dopracowane. Włoskie uliczki były naprawdę urocze. Tutaj również odwalono kawał dobrej roboty.

3. Aktorzy - z radością stwierdzam, że aktorsko film prezentuje się coraz lepiej. Role Billiego Burka, Ashley Greene, Rachelle Lefevre czy Jacksona Rathbone'a są naprawdę w porządku i w tej materii na ogól nie ma się czego wstydzic ( oprócz wiadomo kogo ale o tym później ) ale jest ktoś kto szczególnie zaskarbił sobie moją sympatię i sprawił, że seans nie był męczarnią choc na to się zapowiadał. Dlatego dedykuję mu osobny punkt. A wybrańcem jest...

4. JACOB - jestem pewna, że gdyby postac ta nie pojawiła się na ekranie moja przygoda z filmem zakończyła by się po kwadransie. Chwała Stephenie Meyer iż stworzyła postac, która w końcu jest normalnym człowiekiem. Nie ma wiecznie rozdziawionych ust i ciąłych rozterek w stylu " przemienic czy nie przemienic Bellę " ,
" powinienem ją kochac czy nie ", " kupic ten truskawkowy czy poziomkowy papier toaletowy ". Jacob jest normalnym ( no prawie normalnym ) chłopakiem, który nie ma zamiaru prawic Belli egzystencjalnych gadek abo wystawac pod jej balkonem i recytowac sonet Szekspira. Od samego początku jest szczery co do swoich uczuc i jest gotów zrobic wszystko by tylko wyciągnąc Belle z marazmu w jaki wpadła po wyjeździe Edka. Jest tak pełen życia i radości iż na tle przymulonego pana Idealnego wypada jak najlepszy kandydat na męża i widzą to wszyscy oprócz naszej bohaterki, która wiadomo iż jest tak ślepo zapatrzona w emo - Edzia a mózgu używa tylko wtedy, gdy chcę przypomniec sobie jakiego to jeszcze wyrazu nie użyła by określic urodę wiadomo kogo...
Czytając książkę i oglądając film zachodziłam w głowę jak taka fajna postac mogła zostac wymyślona jako obiekt walki o serce zblazowanej panny Swan? Przecież on jest dla niej za dobry...a na końcu za swoje oddanie i pomoc ukochanej dostaje soczystego kopa w tyłek. Nie ma chłopak szczęścia do dziewczyn niestety.
Za ( według mnie ) dobre oddanie charakteru postaci przez Taylora Lautnera i pozytywne odczucia związane z seansem oraz to iż tylko dzięki niemu nie dałam " New Moon " słabszej oceny wybaczam mu nawet to bieganie z gołą klatą ( choc to pikuś w porównaniu z " Eclipse " ).

5. Volturi - podobał mi się sposób w jaki zostali ukazani. Poza tym miło było zobaczyc Michaela Sheena oraz pannę Fanning.

A teraz czas na minusy :

1. Nuda - pierwsza godzina filmu to niewyobrażalna nuda wiejąca z ekranu, w której to oglądamy jak panna Swan na przemian siedzi w oknie albo próbuję przywołac wspomnienie Edka za pomocą coraz wymyślniejszych sposobów podniesienia adrenaliny. Koniecznie napomknąc trzeba iż w tej częsci przez dłuższy czas mamy do czynienia z bad girl Bellą ( co właściwie niczym się nie różni od starej wersji oprócz rekreacyjnego skoku z klifu, a tak to wszystko po staremu ).
No wiec męczymy się tak przez ponad godzinę by ożywic się na kilka scen ( zasługa wątku Jacoba ) i kiedy wydaję nam się iż już będzie lepiej reżyser znów zamula...
Sceny we Włoszech jakoś specjalnie mnie nie poruszyły, było mi obojętne czy Edek zginie czy nie ( wiedziałam, że nie bo lekturę miałam za sobą ) bardziej przejmowałam się losem Jake i było mi go szkoda a scena gdy Belka w ostatniej chwili wciąga go w cień wywołała mój szczery atak śmiechu i kilka minut zastanawiania się czy scenarzystka da radę wymyślec bardziej kiczowate i telenowelowe dialogi ?
( Do dzieła Melisso, wierzę w Ciebie..." Breaking Dawn czeka :-)).
Przy dwugodzinnym seansie nuda wiejąca z większej połowy filmu to nie jest dobra wróżba niestety. A mogło byc naprawdę dobrze...

2. Samolubnośc Belli - dawno nie miałam okazji ogladac na ekranie oraz czytac książki,w której główna bohaterka byłaby tak samolubna, egocentryczna i zapatrzona w czubek własnego oraz Edziego nosa. Postawa panny Swan jest dla mnie porażką literacką,czyżby autorka nie czuła że tworzy dziewczynę, której jedyną pasją i sensem życia jest bredzenie jaki Edward jest przeboski i że nikt nie ma racji tylko jej Pan Idealny. Od samego początku dziewoja ta miała klapki na oczach i irytowała mnie swoją egzystencją i powtarzaniem w co drugim zdaniu " Kocham Cię Edwardzie...Nie jestem godna bycia z Tobą o ukochany...ble ble ble " . Z jednej strony nie dziwię się iż tak świetnie pasowali do siebie ponieważ Edek był nie lepszy z tym wiecznym grymasem zbitego świstaka i powtarzającym w kółko " Jesteś dla mnie całym światem Bello, ale nie mogę Cię przemienic...Nie chcesz byc taka...Jestem beee..." .
Litości pani Meyer, skoro stworzyła pani całkiem dobrego i wyrazistego Jacoba to jakim cudem stworzyłaś te dwa dziwadła? Może Stephenie czytała jakiś poradnik w stylu " Jak stworzyc bohaterkę tak nijaką i mdłą by czytelnicy po jej przeczytaniu chcieli spalic Ci chałupę " ? Naprawdę nie mam pojęcia jak można tak spektakularnie schrzanic główne postacie, gdy bohaterowie drugoplanowi biją ich w przedbiegach. Mają więcej charyzmy i głębi niż kciuk Edzia.
Panny Swan zrobiło mi się żal tylko raz w czasie dwugodzinnego seansu. W scenie gdy błaga Jacoba by z nią nie zrywał autentycznie było mi jej szkoda i pomyślałam, że to trochę niesprawiedliwe iż wszyscy ją opuszczają. Byc może moja sympatia do niej utrzymałaby się dłużej gdyby nie scena na plaży w której Bella w całej okazałości ukazała jaka z niej samolubna zołza. Moment gdy robi wyrzuty Jakowi iż " ośmielił " się byc wilkiem i krzywdzic innych ( w jej umyśle taki szczegół iż jej ukochany krwiopijca ma czelnośc chłeptac krew naszych braci mniejszych nie istniał ) spowodował wyparowanie dużej częsci mojej sympatii do panny S. Kolejna częśc uleciała gdy Jacob błagał ją by została i nie leciała do Włoch ( jego mina w tym momencie bezcenna - naprawdę było mi go szkoda ) . Resztkę szacunku i sympatii do Isabelki straciłam gdy oglądałam pamiętną końcową scenę w lesie. Gdy nasza mimoza elegancko wypina się na Jake i daję mu kosza po tym wszystkim co dla niej zrobił,gdy był przy niej jak potrzebowała oparcia i nigdy jej nie zawiódł ( w przeciwieństwie do wiadomo kogo ) miałam nieodpartą ochotę przejśc na drugą stronę ekranu i porządnie zdzielic pannę Swan rondlem w twarz ewentualnie liczyłam że Jacob po przemianie z wilka rozerwie ją na strzępy i tym sposobem zaoszczędzi nam wydatków w postaci biletów na kolejne częsci no ale nic takiego się nie zdarzyło...;-).
Tłumaczenia iż Belka kochała Edka i prawdziwa miłośc musiała zwyciężyc w ogóle do mnie nie trafiają. Perfidnie wykorzystała Blacka bo bała się samotności a gdy jej bladolicy amant wrócił pomachała mu na pożegnanie i tyle ją widzieli. Na jej miejscu każda normalna osoba miała by wyrzuty sumienia, że przez nią cierpi człowiek i to na dodatek ten, który był przy niej w najgorszych chwilach. Wiadomo że mamy jednak do czynienia z istotą o IQ glisty więc zamiast tego wolała wysłuchac emo- oświadczyn w otoczeniu drzew, krzewów i fauny leśnej... very sweet Bello.

Na koniec punkt, który przepełnił czarę goryczy...

3. Edward, Bella i ich świat zakazanej miłości ( czyli poradnik jak nie grac zakochanych wampirów oraz skromnych dziewczynek )
Naprawdę miałam szczerą nadzieję, że tym razem Rob i Kristen pokażą mi na czym polega prawdziwa gra aktorska a ich dośc słabe role w Tłajlajcie to był wypadek przy pracy. Nadzieja była...malutka ale była...właściwie to tliła się do pierwszej sceny naszej słitaśnej parki.
To miała byc Wielka Miłośc Pięknego Wampira i Śmiertelniczki zamiast tego dostałam jednak Wielką Miłośc Porcelanowego Kloca i Doniczki...inaczej nie umiem tego ując.
Może mi ktoś wyjaśnic co to było? Czy Roberto na planie New Moon był chory na jakąs tropikalną chorobę? Czy Kristen grała w tamtym czasie w kilkunastu produkcjach i w natłoku obowiązków wpadała na plan w biegu recytując swoje kwestie po czym chybcikiem uciekała na kolejny plan tak, by reżyser nie zauważył, że spaprała rolę?
Tylko takie wyjaśnienie nasuwa mi się po oglądnięciu ich " wyczynów ". Porównując ich rolę w Twilighcie a tu muszę przyznac iż tamte kreacje były wręcz oscarowe. Para zakochanych musi przekonac mnie do swojego uczucia za pomocą gestów, spojrzeń, tonu głosu i kilku innych czynników, których uczą w szkołach aktorskich. Rob i Kristen te zajęcia najwidoczniej przespali. Za każdym razem gdy oglądałam ich wspólne sceny dostawałam ataku śmiechu i zażenowania. Nie czułam żadnej chemii bijącej z ekranu, nie współczułam im ich jakże patowej sytuacji we Włoszech a szczególnie jedna scena ( która zapewne przejdzie do kanonu słitaśnych tłajlajtowych scenek ) spowodowała u mnie atak histerii ( śmiechowej histerii żeby nie było ).
Otóż pamiętną sceną była ta, w której Bella na początku filmu przyjeżdża do szkoły i za chwilę pojawia się jej ukochany, który UWAGA wysiada z samochodu i dostaje od reżysera kilkanaście dodatkowych sekund, w trakcie których kroczy w naszą stronę w rytm jakże zajebistego kawałka muzycznego ( oczywiście tak samo zajebistego jak On ma się rozumiec ) który pozwala wszystkim fankom przypomniec sobie iż oto nadchodzi Edwardo - najpiękniejszy, najszlachetniejszy, najtwardszy ( LoL ) mega kozacki wampir od Forks po West Coast a nawet i Helsinki. W trakcie tejże przechadzki nawet wiatr sprzyja Edziowi co doskonale widac na jego koszulce zawadiacko szarpanej przez tenże wiaterek ( nawet coś tak ulotnego dostrzegło boskośc Edłorda ) .Obowiązkowo każda z fanek ma te kilkanaście sekund spacerku na podniecenie się widokiem Pana Idealnego ( co każda fanka czyni skwapliwie ). Bella nie musi, swoją dawkę podniecenia dostała gdy tylko zobaczyła rejestrację samochodu ukochanego oraz boczny reflektor wyłaniający się zza rogu. Wiadomo - na Edwarda nie ma mocnych.
Tak ta scena naprawdę powaliła mnie na kolana. 3 replaye i wypluta resztka herbaty wsychająca w dywan dopełniły dzieła.
Nie kupuje czegoś takiego panie Weitz, przepraszam...

Wybaczcie, że się tak rozpisałam ale cóż, musiałam sobie jakoś poradzic z bezsennością.

Podsumowując ;
Może gdyby wymienic parę głównych bohaterów, zmienic książkowy wątek miłosny na
mniej słitaśny, przestac wymalowywac Roberta i wampirzą rodzinkę jakimiś farbami plakatowymi byc może filmy z tej serii byłyby o wiele lepsze. A tak niestety otrzymujemy produkt z dolnych granic przeciętności.

Bardzo szkoda bo jak już kiedyś pisałam książka ma potencjał.

Pozdrawiam serdecznie.


gennie85

uśmiałam się czytając Twoją recenzję-naprawdę trafiłaś w sedno
co do Roberta i Kristen to po prostu brak im talentu -jedynej i najważniejszej rzeczy potrzebnej aktorowi(oglądałam ich w innych filmach i grają identycznie) nie chcę za bardzo ich krzywdzić,bo mam słabość do Zmierzchu i lubię Pattinsonka lecz aktorstwo nie dla nich
a po drugie mam przeczucie,że ich sztywna beznamiętna gra to zemsta na zwariowanych i dzikich fankach i myślę,że oni chyba drugi raz nie podpisaliby kontraktów,bo widać że mają dosyć tego szaleństwa wokół siebie

ocenił(a) film na 5
gennie85

Tą recenzję powinien każdy przeczytać przed oglądaniem filmu - ja niestety czytam ją po, i muszę powiedzieć, że w 90% się zgadzam. W czym nie? Otóż mi nawet Jake się nie podobał. Jego miny, jego sztywna postać i ten ciągle wyeksponowany tors... Nie, nie. Choć wątek z wilkami jak najbardziej - świetnie to zrealizowano, zwłaszcza przemianę, cóż - ten film moim zdaniem ratują tylko wilki, krajobrazy pięknych lasów i muzyka. Dałam ocenę chyba 5 albo 6, ze względu na to, że się pośmiałam. Może nie jest to film dla mnie, jestem za stara, obejrzałam tylko ze względu na to, że nie lubię nie mieć opinii na temat tak strasznie reklamowanych filmów. Obejrzałam i mam podstawy, by powiedzieć, że faktycznie sam wątek ma w sobie potencjał, gdyby tylko z realizacją poszło lepiej. W roli wampira widziałabym Edzia Nortona, w roli Belli - Kirsten Dunst /głównie ze względu na jej rolę w "Przekleństwach niewinności"/ i myślę, że uratowali by film. A tak to... cóż, może gdybym miała 10 lat mniej, byłabym zachwycona. A tak to.. Kiepsko, niestety.

liebes

Hahahahha ;D Teraz to ja się uśmiałam! Edek Norton w roli boskiego Edłorda? Haha, no nie powiem, bo Norton boski jest, ale musieliby to kręcić jakieś 20lat wcześniej, żeby ten mógł zagrać nastoletniego wampirzego bożyszcza.
Co do Dunst, e-e, że tak powiem. Kompletnie nie pasuje do postaci ciamajdowatej Belki, wystarczy przypomnieć sobie jaka była Claudia w Wywiadzie z wampirem, wredna, zimna, wyrachowana. Nieśmiała, rozdarta i cierpiąca Bella to inna bajka. I mówcie, co chcecie, ale Stewart wg.mnie idealnie się w tę rolę wcieliła.

gennie85

ta recenzja zwala z nóg!:D zgadzam się w stu procentach, z tym, że w przypadku części drugiej moja ocena nie wynosi 5 tak jak twoja tylko 2:P! A aktorstwo głównych bohaterów jest porażką na miarę stwierdzenia, że Tony Blair to prezydent Anglii!:P nuudaaa...