Po kiepskiej pierwszej części myślałam, że druga będzie jeszcze gorsza, ale, o dziwo, nie poczułam się aż tak rozczarowana. A to za sprawą muzyki Alexandre'a Desplat. Jego ścieżka dźwiękowa sprawiła, że miło się oglądało to dzieło popkultury, jeśli człowiek zamknął oczy i postarał się wyłapać tło dźwiękowe spoza gadki aktorów Stewart i Pattinsona.
Wydaje mi się również, porównując obie części, że ta była bardziej znośna za sprawą małej ilości scen z "boskim" Edwardem. Swoją drogą współczuję aktorowi, który reprezentuje sobą dosyć spory potencjał (mam tu na myśli Remember me, w którym wypadł zadowalająco na tle zmierzchomanii). Udziałem w tym "przedsięwzięciu" zwanym Twilight pogrzebał swoje szanse na szacunek w branży filmowej na następne 10 lat. Obawiam się, że każdy producent będzie w nim widział jedynie maskotkę nastolatek, która ma je przyciągnąć do kin. Trochę szkoda chłopaka.
Nie mniej jednak, chciałam dać 3 gwiazdki, ale zmieniłam na 4 za sprawą muzyki Desplat. Motyw muzyczny na pewno na dłużej zagości w mojej pamięci.