Czas potrzebny na oglądanie tego filmu zdecydowanie lepiej poświęcić np. na spacer z psem albo leżenie na kanapie i gapienie się w sufit. Koszmarna wręcz nuda przerywana debilnymi zachowaniami głównej bohaterki, która skojarzyła mi się z psem rozpaczającym po stracie właściciela. Nie wiem, czy to jest przesłanie tego filmu? MUSISZ mieć chłopaka, a jeśli (o zgrozo!) cię zostawi, zabij się, bo życie bez twego pana i władcy jest pozbawione sensu. Myślałam, że po pierwszej części gorzej już być nie może. Jednak może. Oglądałam ten film po kilku głębszych, boję się, co by było, gdybym była całkowicie trzeźwa. Nie oglądajcie, nawet jak chcecie się odmóżdżyć. Już lepiej odpalić jakąś debilną komedię, która przynajmniej nie próbuje być ambitnym dziełem.
Ja tu widzę jeszcze inny problem. Wczuwając się (pewnie przez mój zawód;) w sytuację nastolatki/tka oglądającego ten film widzę coś gorszego.
Po pierwsze, w filmie, dziewczyna została zostawiona przez swoja pierwszą wielką miłość... oczywiście cierpi, ma depresje etc. Na jej drodze pojawia się ktoś inny... bardziej "ułożony" (nie umiem znaleźć innego słowa)... w każdym razie taki bardziej... no "zwykły" i jakby to powiedziały nasze babki: "odpowiedni" (nie wczuwamy się teraz w jego pochodzenie etniczne ;). Widać, że ten 'inny' ją kocha. Ta jednak, jak tylko nadarza się okazja, rzuca się w ramiona tego pierwszego. Czego to uczy młode pokolenie? (choć sama do seniorów nie należę ;). A no tego, że jak się ktoś zakocha, nawet w kimś nieodpowiednim i niebezpiecznym to jednak 'wielka' miłość przetrwa... że jak ktoś nas skrzywdził to i tak wszystko będzie dobrze... bo miłość zwycięża etc... tylko kurde, czy ta osoba, która mówi, że nas nie chce, musi kłamać?
Nie wiem czemu ale skojarzył mi się tu film "Kobiety pragną bardziej" i to, że ludzie (bo nie tylko kobiety) wierzą w wielka miłość, która wszystko zwycięży.... Że nawet jak ktoś mówi im, że ich nie kocha, że są beznadziejne/ni to i tak myślą zupełnie coś innego... myślą, że kiedyś będą ze sobą szczęśliwi.
Może jestem zołzą, ale ten film miażdży... nie grą aktorską, nie fabułą... miażdży zdrowe relacje, miażdży zdrową miłość na rzecz tej totalnie nierelnej. Ktos kiedyś napisał, że ten film daje nadzieję. Bzdura... on ją młodym ludziom zabiera. Nie będą uważali, że osoba która przy nich jest, jest wystarczająco dobra, wyjątkowa czy "mroczna"... będą szukać czegoś, co nie istnieje... przez co nigdy nie będą szczęsliwi.
Jeśli to co fandzole jest zbyt filozoficzne i wydumane-to przepraszam :)
zgadzam się ... ja uważam, że bella w tym filmie zachowuje się nierealnie ... większośc dziewczyn na miejscu belli po odejściu edwarda nie robiłaby z siebie wielkiej ofiary, rozumiem, cierpienie, deprecha(no bo go kochała, nie ? ) ale bez przesady... życie idzie dalej, a ona stoi w miejscu i czeka na cud ... zamiast tego powinna zauważyc miłośc Jacoba i z nim byc, a nie próbowac popełnic samobójstwo w celu zobaczenia wampira chociaż na chwilę ... kompletny żal, wynudziłam się na tym filmie niemiłosiernie, jedyny plus to to, że było mniej edwarda a więcej jake'a :) może jestem inna ale niespecjalnie podoba mi się edward, każdy mówi, jaki on piękny i wgl, ale ja tam jakoś wielką jego fanką to nie jestem ... wracając do filmu, nudy ... ;/
Zgadzam się z Wami dziewczyny(?). W miarę rozgarnięta dziewczyna zachowałaby chociaż resztki dumy i próbowała udowodnić, że życie na facetach się nie kończy. Bella robi zupełnie odwrotnie. Tyle, że ona zbyt rozgarnięta nie jest. Kolejną rzeczą, która uderzyła mnie w tych filmach, jest to, że Belka nie ma żadnych planów na życie. Koniec szkoły, wypadałoby zdecydować się na jakieś studia. Nigdy nie słyszałam, żeby to dziewczę wspominało że chce być lekarką, prawniczką czy kimkolwiek innym albo, że chce wyjechać na misję i pomagać sierotom w Etiopii. Nie, ona ciągle nak*wia o Edłordzie. Nic innego jej nie interesuje. Ambitna dziewczyna.
Przecież boski Edłord ma kasy jak lodu. Bella nie musiała się uczyć ani szukać pracy tylko leniuchować dzięki cudzej kasie.
ale gbyby była rzeczywiście ambitna poszłaby gdzieś dalej sama dla siebie ... ehh głupiutka bella ... tylko edzio i edzio ... żal ;/
Możesz mi wskazać paluszkiem gdzie ja niby błąd w pisowni popełniłam? Jak komuś uwagę zwracasz to chociaż uzasadnij czemu i jeżeli uważasz wypowiadanie się na forum za rządzenie to gratuluję inteligencji.
Wtf ?! Babo ja cię tu pierwszy raz na forum widzę i tak plujesz jadem? Weź trochę opanuj emocję bo ci żyłka w tyłku pęknie. Poza tym założyłaś wczoraj konto więc jak możesz mnie oskarżać że nazywam wszystkich "dzieckiem"? Po takim dziecinnym zachowaniu śmiem twierdzić że nie warto z tobą nawet dyskutować. Trochę kultury trollu jeden.
No cóż.. To straszne,że dzisiaj nie rozumie się miłości wiecznej,która O ZGROZO istnieje. Niestety zazwyczaj bezduszne osoby tak oceniają tę sagę nie czytając książki..
No i tu się mylisz. Przed seansem postanowiłem przeczytać sagę z tzw, obowiązku czytelnika po to by nie być gołosłownym no i niestety, ale godziny spędzone przy tej lekturze uważam za czas czysto zmarnowany. Nigdy nie czytałem książek tak płytkich oraz infantylnych. To wyidealizowanie miłości zaczęło mi wychodzić dosłownie bokiem. Do tego te "beznamiętne rozterki" które w żadnym wypadku mnie nie ruszały, a jestem z tych czytelników, dla których wątek miłosny w różnego rodzaju pozycjach jest bardzo ważny, gdyż często gęsto definiuje charakter głównych bohaterów. Nawet w horrorach jak i thrillerach. Moje odczucie to tona cukru, lukru oraz waty cukrowej. Saga ogólnie 5/10 natomiast odwzorowanie tylko 3/10. Tak złej ekranizacji w życiu nie widziałem.