Muszę przyznac iż Eclipse uważam za najlepiej zrealizowaną częśc wampirycznej sagi. Po całkiem niezłej częsci pierwszej, fatalnej dwójce w końcu otrzymujemy coś co przypomina nam, że w całej sadze nie chodzi tylko o miłosne rozterki Belli.
Pierwszy raz widziałam " Zacmienie " w kinie razem z grupką znajomych i przyznaję, że film odebrałam z mieszanymi uczuciami. Duża w tym " zasługa " rzeszy gimnazjalistek siedzącym razem z nami na sali. Po godzinie słuchania komentarzy na temat boskości wampirzego ciacha ( Edwarda Boskiego Cullena w kręgach niszowych znanego również jako Edzio Brokat ) i nam udzieliła się tzw " faza " i cała sala miała ubaw po pachy (apogeum osiągnęliśmy przy scenie oświadczyn, koleżanka obok prawie udławiła się popcornem ). Wychodząc z kina całą drogę nabijaliśmy się z tego co zostało ukazane na ekranie. Ostatnio jednak miałam okazję przypomniec sobie jeszcze raz ów obraz i byłam zdumiona moją reakcją.
Gdy nie siedzi się w otoczeniu kinowej publiczności ( która często nie umie się zachowac i po prostu przeszkadza w odbiorze ) film odbiera się zupełnie inaczej.
Okazało się nagle, że nie wszystkie sceny są tak śmieszne jak się wydawały, nie wszystkie dialogi ocierają się o kicz a co najdziwniejsze akcja może naprawdę przykuc naszą uwagę.
Bez dwóch zdań to zasługa reżysera Davida Slade'a który już raz zrobił film o wampirach ( 30 dni mroku ) i jak dla mnie był to obraz udany. W końcu przestaliśmy byc bombardowani miłosnymi wyznaniami i doczekaliśmy się walki i akcji, których tak brakowało w poprzednich częściach. Jak zawsze w moich mini recenzjach na temat sagi zacznę od plusów.
1. MUZYKA - w tej kwestii nie mam nic do zarzucenia, ale to już stało się normą by soundtracki towarzyszące sadze były na wysokim poziomie. Utwory instrumentalne jak i piosenki są naprawdę dobre.
2. ZDJĘCIA, EFEKTY SPECJALNE ( czyli cała techniczna otoczka filmu ) - in plus. Przepiękne krajobrazy ośnieżonych gór ( aż chciało by się tam pojechac ).
3. AKTORZY - oglądając trzeci film z cyklu chcąc nie chcąc, człowiek przyzwyczaja się do postaci wykreowanych w filmie i nawet drewniane aktorstwo głównej pary nie powinno tak razic... I w sumie już nie miałam odruchu wymiotnego na widok Belli i Edwarda ale jednak... Wrócmy do prawdziwych aktorów w tym filmie. Najbardziej do gustu przypadli mi Jasper, Alice, Riley... tak właściwie to nikt z obsady ( pomijając wiadomo kogo ) nie przeszkadzał mi swoją grą aktorską a nawet przyznam, że z filmu na film idzie im coraz lepiej. Jednak tak jak w Księżycu w Nowiu tak i tu znalazło się kilka postaci zasługujących na wyróżnienie...
4. WAMPIRZA FAMILIA - w końcu dostali do zagrania coś więcej niż wydukanie nic nie znaczących linijek. Pani Meyer chyba doznała olśnienia pisząc Zacmienie i w porę zdała sobie sprawę, że postac Belki i jej smętne monologi wpędzą czytelnika do grobu chyba że przypomni nam o istnieniu reszty familii Edwarda. Z ręką na sercu trzeba przyznac, że gdyby nie ich rozbudowane rolę film i książka poniosły by klęskę. Przez cały seans czekałam tylko na sceny z Seattle i na pojawienie się klanu Cullenów i gdyby film oprzec na ich historii ( wycinając zupełnie przesłitaśny i przelukrowany związek Belli oraz Pana Idealnego - w ogóle usuwając ich z obrazu ) byłabym niezmiernie uradowana.
5. JASPER & ALICE - bez wątpienia to moja ulubiona para z całej sagi. Bez problemu dostrzegam miedzy nimi chemię oraz pasję tak próżno wyszukiwane u pary głównych bohaterów ( nawet z pomocą lupy i mikroskopu nie znalazłabym zapewne żadnych śladów ). Gdy pojawiali się na ekranie na mojej twarzy za każdym razem zakwitał banan wyrażający sympatię do aktorów i postaci, które stworzyli. W ogóle Jasper wyrósł na głównego bohatera Zacmienia, za każdym razem pojawiając się i kradnąc sceny innym. Oby w " Przed świtem " było go równie dużo ( w drugiej części ma się rozumiec ).
6. KILKA SWIETNYCH SCEN - pierwszy trening, walka z nowonarodzonymi, sceny z Seattle, pierwszy pościg za Victorią. Dla wszystkich wymienionych naprawdę warto obejrzec Eclipse, bo w końcu dostajemy to na co czekaliśmy z utęsknieniem od pierwszej ekranizacji - AKCJĘ . Choc z horrorem film nadal nie ma nic wspólnego to z filmem akcji już więcej. Już nie jesteśmy skazani na zachwyty boskim Edziem, za to możemy popatrzec jak wampiry walczą i pokazują iż w filmie są nie tylko po to by ładnie wyglądac. Bez wątpienia to zasługa reżysera, który bardzo przyłożył się do realizacji wspomnianych scen i wyszły mu one bardzo dobrze.
Jak widac plusów jest całkiem sporo i wszystkie one ratują film przed zmieszaniem z błotem. Cóż z tego jednak, skoro jest jeden " drobniutki " minusik który kładzie się cieniem na każdej pozytywnej cesze tego obrazu...Powoduję on całkowite rozczarowanie i żal. Żal, ze gdyby nie ten minus film był by zwyczajnie dobry a tak niestety jest przeciętny...Panie i panowie, a teraz brawa dla najsłabszej strony Eclipse...ba zaryzykuję stwierdzenie iż to najsłabszy punkt całej sagi.
MINUS, KTÓRY POGRĄŻA WSZYSTKO I NIWECZY DOBRE CHĘCI REŻYSERA ORAZ JEGO WYSIŁEK
BELLA & EDWARD ( vel. Kristen & Robert )
Skoro ( jak napisał autor recenzji ) wampiry i wilki powinni złożyc się na skrzynkę dobrego trunku dla reżysera , tak wszyscy porażeni " oscarową " grą K & R powinni złożyc się na dobrą broń myśliwską i spory magazynek by ustrzec anty - fanów i resztę towarzystwa niezachwycającego się ich grą przed oglądaniem ich w kolejnej części.
Występy naszej głównej parki psują cały urok i mozolnie budowany klimat opowieści. Wystarczy bowiem iż nasi wampirzy Romeo i Julia pojawią się na ekranie widz ( nie będący ich fanem ) ma ubaw zagwarantowany na kilka najbliższych minut. I co z tego iż przed nimi oglądaliśmy mroczną scenę z Seattle skoro wraz z ich pojawieniem się zapominamy o tym i zachodzimy w głowę jak z każdym filmem Edłardo staję się bledszy. Poważnie mnie to martwi, żywię obawy iż podczas kręcenia ostatniej częsci Robert stanie się tak biały iż zostanie pomylony z prześcieradłem i zamiast na plan filmu trafi na sznurek do suszenia bielizny jakiejś gospodyni. Panie charakteryzatorki nie dopuśccie do tego !!! Co zaś się tyczy Kristen, to jej wiecznie otwarte usta niedługo osiągną tak niebotyczne rozmiary iż bez problemu zmieści się w nich spory autobus i kombajn a nawet traktor z przyczepą...
Nie zgadzam się z opiniami iż słaba gra aktorów wynika z mizernego materiału jakim jest książka. To że Stephenie Meyer stworzyła płaskie jak wkładka higieniczna główne postacie nie oznacza iż aktor nie może wykrzesac z nich jakiegokolwiek życia. Na dobrą sprawę postacie Belli i Edwarda są tak mdłe i słabo wyraziste iż każdy aktor bez problemu nadałby im życia i kolorytu. Przecież one aż się proszą o pokazanie mroczniejszej strony osobowości ( szczególnie Edward - w końcu na litośc boską jest WAMPIREM ), przełamanie wizerunku jaki czytelnicy wynieśli z książek. Miło byłoby zpbaczyc jak Edek przyciska swoją lubą do ściany i dobitnie pokazuję jak bardzo jej pragnie ( w końcu jego zasady nie muszą kłócic się z okazaniem pożądania ). Taka scena podniosłą by wartośc książki i zapewne ucieszyłaby widzów. Ale nie, to byłoby zbyt feee...wiec dostajemy emo - wampirka, żywą reklamę poglądów szerzonych w Radiu Maryja ( Rydzyk byłby rad mając takiego patrona ).
Robert, Kristen oraz scenarzystka nie popisali się w tej dziedzinie powodując iż w mojej opinii filmy przepadają z kretesem właśnie z ich powodu.
Z powodu braku chemii, mdłych spojrzeń, wkurzającej monotonności zachowań i przede wszystkim ( ale to tylko w mojej opinii ) absolutnego niepasowania do ról, które odgrywają. Wydaję mi się, że gdyby Roberta ( który w roli Edłorda ma do zaoferowania tylko ładny wygląd, choc w moim typie nie jest ) zastąpic aktorem mniej urodziwym ale bardziej przykładającym się do roli to byc może efekt byłby inny. Co do Kristen to w mojej opinii właściwie każda aktorka byłaby lepsza jako Isabella.
Zastanawiam się jakie odczucia będą towarzyszyc mi po obejrzeniu ekranizacji Breaking Dawn ( w końcu tam przez większą częśc filmu będziemy obcowac tylko z Edwardem i Bellą ). Już się boję na samą myśl o tym...:-).
Naprawdę po skończonym seansie chciałam dac ocenę 7/10 i gdyby nie drewniane popisy aktorskie głównych bohaterów tak by się stało. Ale jak zwykle Rob i Kristen spektakularnie spieprzyli wysiłek całej ekipy i za to moja ocena jest niższa. Cóż zrobic, podobno na drewno najlepsze są korniki...
Pozdrawiam fanów i anty - fanów sagi i nie bierzcie sobie moich wypocin do serca, to tylko przemyślenia dziewczyny, która leżąc chora w łóżku postanowiła naskrobac tego posta...
Wiesz,co jest najdziwniejsze? Jestem facetem w wieku duuuzo ponad "target" tego filmu i co gorsza lubie myslec o sobie, ze jakis tam gust filmowy mam (najgorsi sa ci, ktorzy mysla, ze sie znaja:-), a jednak kiedy z nienacka, w srodku dnia na Canal+ obejrzalem "Ksiezyc w nowiu", a potem przypadkowo, wczoraj wieczorem na TVN "Zmierzch" i jakos tak spodobalo mi sie. Nie wiem sam czemu. Znaczy - wiem. Taki jakis szaroniebieski, zimny klimat tego filmu, i Bella ze swoimi wpol otwartymi ustami - wszystko to do siebie pasuje. I teraz nie wiem, co mam myslec o samym sobie, bo ciezko sie zdziwilem tym, z jakim zaciekawieniem obejrzalem te filmy. Chociaz pierwsza obejrzana czesc, dwojke, z wiekszym, a podobno jest slabsza niz "Zmierzch". Chodzi chyba o to, ze wrazenie wywoluje zobaczenie tego pomyslu na film pierwszy raz, bo potem jest juz tylko jakas forma powielania, czyli brak jest u widza elementu zaskoczenia. Byc moze, nie wiem. Ale przyznaje sie bez bicia, skazujac sie zapewne na filmwebowe potepienie na forever, generalnie mi sie podobalo. Zimny, bezuczuciowy klimat i ta blada, emowska, zakochana nastolatka, o smutnym przestraszonym usmiechu. Nie wiem dlaczego, ale moze mam wiecej wspolego z emowskimi nastolatkami, niz sam chcialbym sie przed soba i innymi do tego przyznac. 6,5/10