"Eclipse", o dziwo, naprawdę było w miarę na poziomie. Dużo lepsze od "KwN", więcej akcji i wiele ciekawych rzeczy dowiadujemy się o wampirach. Co mi się jeszcze podobało? Choćby to, że wprowadzili do filmu również fakty, które przedstawione zostały dopiero w nowej książce Meyer o Bree Tanner. Do takich należy między innymi to, że Volturi już wcześniej wiedzieli o istnieniu armii nowonarodzonych. Ładnie wpletli to w fabułę. Poza tym ogromnym plusem jest moim zdaniem Jackson Rathbone grający Jaspera. W dwóch poprzednich częściach zawsze wyglądał, jakby go coś bolało i był postacią raczej epizodyczną. Dopiero w "Eclipse" trochę się pokazuje i to mi się podoba.
Kilka scen było - wybaczcie użycie tego słowa, ale nie mogę znaleźć dobrego synonimu - fajnych (np. ćwiczenia do walki [najlepsi Jasper z Alice], sama bitwa). Było jednak wiele takich, które po prostu żenowały. Jeden przykład: Jacob wściekły chce iść na walkę, aż w końcu Bella krzyczy: "Jacob! Kiss me!". Zaczęłam się zwyczajnie śmiać. Zabrzmiało trochę... melodramatycznie. Kilka innych scen również nie wywołało u mnie, podobnie jak u moich sióstr i całej prawie sali, wzruszenia, jak chyba miało za zadanie, lecz kolejne salwy śmiechu.
Ogólne wrażenie: całkiem dobry. Z naprawdę beznadziejnej części sagi, najgorszej ze wszystkich, zrobili niezły film. Taka jest moja subiektywna ocena :)