Filmowa adaptacja sagi zainteresowała mnie li i tylko ze względu na estetyczne walory Jacoba Blacka. Wiem wiem...zabawne, ale cóż, trochę zmeczyło mnie codzienne odnotowywanie ilości brzydzi w narodzie. Cóż, ku mojej rozpaczy, przesłodzona (już w książce) scena namiotowa, jak i (zgroza) "ultimate kiss" na szczycie góry zostały w filmie potraktowane jak nic nieznaczacy epizodzik, bez wpływu na miłość Belli i Edwarda (miłość wyszukana jak smak waty cukrowej). Otóż powstał mój protest: http://alternatywnewersjezacmienia.blog.onet.pl/
Sprawdźcie!