Nie podzielam entuzjazmu.
Trzecią cześć tej sagi przeczytałam zwyczajnie z braku innej lektury pod ręką- koleżanka zapomniała ów księgi ze sobą zabrać.
Od początku coś mi się nie podobało. Miałam przeczucie, że czytanie tej książki będzie dla mnie męką i nie pomyliłam się. W oczy rzuciły mi się nieustające powtórki z rozrywki- każde spotkanie Ediego i Beli kończy się, bądź zaczyna pocałunkami i "wplataniem dłoni we włosy", co osobiście trochę mnie zdegustowało. Rzuciło również cień na rzekome umiejętności pisarskie Meyer. Rozumiem, miłość, fajna sprawa, facet jest wampirem, o, jeszcze ciekawiej, ale na miłość bogów, ileż można? Ponad pięćset stron o migdaleniu się, a książka ponoć miała trzymać w napięciu. Tymczasem akcja według autorki ma się w ten sposób: przez jedną trzecią ów 'dzieła' wszyscy przeczuwają niebezpieczeństwo, następnie utwierdzają się w przekonaniu, że tak, na pewno. kolejny etap to oczywiście przygotowania do boju, a w rozrachunku cała bitwa zajmuje ze 3 strony. wszystko jest oczywiście tak doskonale przewidywalne, że nie czytając jedynie trzecią część, wiedziałam co zawierały poprzednie i miałam pełen obraz kolejnej. nie jestem zatem pewna, czy Stefani na pewno zasługuje na te wszystkie nagrody. Za czasów mojej młodości (szkoła podstawowa), czytaliśmy Pottera. Tak, to były złote, dobre czasy literatury dla dzieci i młodzieży.
Powracając jednak do sprawy. Zadziwia mnie również, że wszystkie czytelniczki szaleją za panem pijawą. Spójrzmy prawdzie w oczy- cóż, może i przystojny, ale nie czują pociągu do zamrażarki. wygląd wyglądem, jednak dla mnie ten osobnik jest zwykłym nudziarzem- wszystkie spotkania niezbyt się od siebie różnią. kolejna sprawa, to kwestia jego nadopiekuńczości przechodzącej w jakieś niezdrowe fanaberie. przyglądanie się Belli we śnie, śledzenie jej, niepozwalanie na spotkania z przyjacielem... hm, raczej mnie to nie zachwyca.
tak przedstawiają się moje refleksje po wmuszeniu w siebie tej powieściny. czytając padałam z nudów, byłam jednak dzielna i jakoś dotarłam do upragnionego końca.
buziaczki dzieciaczki.
pod niektórymi względami podzielam Twoje zdanie. Bardziej jednak rozbawia mnie ta książka niż degustowała, przykład: kiczowate dialogi (na pewno wiesz o co mi chodzi). A jeśli szukasz dreszczu emocji to polecam prawdziwą sage o wampirach "nekroskop", znajdziesz w niej piękno i brzydotę.
Pozdrawiam
dzięki za tytuł, na pewno sięgnę! ;>
a co do Zmierzchu... martwi mnie, że obecnie nastolatki czytają mało książek, a jeśli już to sięgają po coś takiego.. (oczywiście znam i takich, którzy pochłaniają wyborowe księgi jedna za drugą, ale jest ich zdecydowanie mniej)
szczerze mówiąc, to wydaje mi się właśnie, że te durniutkie sweet 13-16 nie czytały książki lecz tylko oglądały film, wydedukowałam to z tej niezdrowej fascynacji nie tylko patinsonem ale także i filmem, który odbiega od książki robiąc z niej jeszcze bardziej mdłą i niezrozumiałą papkę dla psychofanek. ale to tak odbiegając od tematu.
Wyśmienitych książek jest mnóstwo, tylko niestety ludzie wolą papki miłe, miękkie i kiczowate.
Pozdrawiam
No ale cóż się dziwić. Teraz większość nastolatek jest wychowana na Hannie Montanie i tych wszystkich badziewiach Disneya. Nie czytają jakiś lepszych książek bo nie rozumieją o co w nich chodzi. Cała saga zmierzchu jest taka drętwa, nudna i prosta że każda młoda osoba się na to połaszczy bo przynajmniej wie o co w tym co czyta chodzi.
Dobrze, że użyłaś zwrotu "nastolatek". ;] Nie zapominaj też, o płci brzydkiej. Osobiście "Saga Zmierzch" przypadła mi do gustu mimo, że czytam dzieła Shakespeare'a. Każda książka jest na swój indywidualny sposób dobra, wystarczy wczuć się w bohatera i żyć treścią zawartą na kolejnych, dogłębnie zgłębianych, kartach. Pozdrawiam.
Pixi.
Wcielałabym się w bohaterów gdyby się dało ale oni są tak beznadziejni że się po prostu na moim miejscu nie da. Wierz mi, próbowałam.
po części podzielam Twoje zdanie, ale jednak tom trzeci był najfajniejszy ze wszystkich. szybko przez niego przeleciałam i nie musiałam zbytnio wysilać mózgownicy. debilne dialogi i cholerne mizianie się bywało męczącę, ale da się przez to przebrnąć dla Dżejkoba. nie taki miziacz z niego, jak z Edka.
dla zabicia czasu - polecam. dla szukających pełnych napięcia scen z wampirami w roli głównej - nigdy przenigdy.
no i jeśli chodzi ogólem o sagę, a właściwie pierwszy tom, to książka była znacznie lepsza od filmu. film obejrzałam w sumie trzy razy w tym tygodniu, bo umieram z nudów, a dysk C mam totalnie zapchany i mi się Książę Kaspian nie chce ściągnąć.