Tak podsumowałabym ten film. Mógł być majstersztyk a wyszła wielka paczka różowych landrynek, którą musimy zjeść. W całości i to jeszcze na raz.
Wszystko w tym filmie jest spłycone i polukrowane do granic możliwości, a dodatkowo dziur w fabule nie brakuje. Jak to się stało, że Sam został ojcem? Dlaczego kobieta zdecydowała się z nim współżyć? Skąd pewność, że Sam jest ojcem, że jakaś cwaniara po prostu nie podrzuciła mu dziecka? Jak to się stało, że przez 7 lat opieka społeczna nie zainteresowała się Lucy?
Poza tym Lucy to typowy przykład hollywoodzkiego dziecka. Śliczna blondyneczka z wielkimi niebieskimi oczami a la mały szczeniaczek, z których bije jednak "papieska mądrość" i doświadczenie życiowe kobiety w średnim wieku. Niby Sam i ona są na tym samym poziomie rozwoju ale tak naprawdę ona ciągle się nim zajmuje, tłumaczy mu wszystko i patrzy na niego z lekko protekcją. Właściwie odniosłam wrażenie, że nie zostaje ona rozdzielona ze swoim ojcem, tylko ze swoim dzieckiem. Eh, ich relacja jest tak naciągana, że nawet sceny ich wspólnych zabaw wyglądają jak reklamy proszku do prania. Kiedy są razem nie ma właściwie żadnych poważnych problemów bo "All you need is love"!
Sam pomysł mówiący o tym, że osoba upośledzona może sama wychować dziecka bo wszystkie swoje problemy załatwią miłością jest niedorzeczny! Osoby upośledzone umysłowo nie są w stanie same o siebie zadbać, co dopiero mówienie o wychowywaniu dziecka. Pozostawianie dziecka tylko i wyłącznie pod opieką osoby upośledzonej to poważne zaniedbanie. Dziecko potrzebuje kochających rodziców. Nikt tego nie kwestionuje. Potrzebuje jednak by rodzice byli faktycznie rodzicami.
Masz rację. Tylko, że to Hollywood - chodzi o wzruszanie, przywrócenie wiary w miłość, zastanowienie się nad rolą rodzica, itp. Tylko tyle i aż tyle;) A że są jakiś tam nieścisłości, to cóż - życie też bywa pogmatwane i jakby trochę wbrew logice:)
Moim zdaniem postać grana przez Pfeiffer trochę przerysowana. Taka biznesłumen że hej. Może chodziło im o kontrast - z jednej strony upośledzony ale pałający miłością ojciec a z drugiej zimna babka zagrzebana w interesach. I który dzieciak ma lepiej, hm?
po części masz racje ale ja w tym filmie nie zwróciłem na to uwagi. to piekna historia zapadajaca w pamiec. odnosze wrażenie, ze Twoja opinia była wyrobiona juz przed obejrzeniem filmu ponieważ wyłapałas wszystkie kwestie które wydają się niemoralne i sprzeczne z realiami. to jest tylko film i nie warto sie rozwodzic czy sam umialby zmienic jej pieluche czy nie. gdyby film nie był naciągany prawdopodobnie nie bylby tak dobry.
Myślę, że zamiast wgłębiać się bez sensu w dziury fabułowe i wyszukiwać na siłę błędy, warto zastanowić się nad tym co przekazuje ten film. Może i "All you need is love" to bajdy, ale naprawdę piękne, a bez tych bajd życie byłoby puste.
Skup się na przekazie, kilka refleksji zamiast zimnej kalkulacji czasem działa na człowieka pozytywnie :)
niestety nie zgodzę się. Zimna kalkulacja jest niezbędna. Człowiek nie żyje samą miłością. A co przekazuje ten film? no właśnie bajeczki. Sama mam w rodzinie osobę z niedorozwojem i wiem jak to jest dlatego film był dla mnie komedią. Oczywiście nie powinni ich rozdzielać, być może przydałaby się jakaś opiekunka która doglądałaby często rozwoju małej, jej potrzeb itp Ale wciskanie ludziom kitu że Sam jest w stanie wychować corkę bez niczyjej pomocy jest wysoce naciągane....
Ale nikt nikomu tego nie wciskał! W takie wychiwanie wierzyli jedynie upośledzeni w filmie i ta dziewczynka, nikt więcej. Dlatego film miał wlasnie takie zakończenie a nie inne.
No właśnie kto komu to wciskał? Nie było przecież mowy o tym, że Sam ma wychowywać córkę w 100% samodzielnie bez niczyjej pomocy.
obejrzalam ten film ze wzgledu na seana penna kocham tego aktora i oczywiscie nie zawiodl mnie swoja gra swietna :) jednak film faktycznie byl troszeczke ponaciagany jednak momentami naprawde mnie wzruszal
Nieścisłości, czy też dziury fabularne, które wymieniłaś nie są żadnymi dziurami.
Jak to się stało, że Sam został ojcem? Zapewne poprosił bociana aby przyniósł mu śliczną blondyneczkę, z której bije papieska mądrość, albo ją po prostu w kapuście znalazł...
Dlaczego kobieta zdecydowała się z nim współżyć? Pomijając fakt, że dla fabuły ma to takie znaczenie jak zeszłoroczny śnieg, może po prostu była dziwką, jak ta która się do niego przykleiła w kawiarni, a może tylko pomogła samowi grzebać w kapuście...
Skąd pewność, że Sam był ojcem? Odpowiedź nie może być inna jak tylko taka: BO KURDE BYŁ i wiedział o tym sąd, wiedział Sam, wiedziała o tym mądra blondyneczka, adwokaci, kumple Sama, pani reżyser o tym wiedziała, cała ekipa filmowa miała pewność, zapewne 99% widzów miała tę pewność, ale forum Filmweb nie byłoby sobą gdyby pozostały procent nie szukał dziury w całym.
Jak to się stało, że opieka społeczna nie zainteresowała się sprawą wcześniej? Nie znam się na opiece społecznej, ani na jej skuteczności, ale przypuszczam, że nie bierze udziału w porodzie, nie sprawdza badań psychiatrycznych wszystkich nowo upieczonych ojców, nie zostawia przy każdym z nich agenta przez 24h, a poza tym sądzę, że zajęłoby jej trochę czasu na dotarcie do tej sprawy, tym bardziej, że Sam i "papieska blondyneczka" raczej nie byli źródłem strasznych patologii, nie klepali skrajnej biedy, nie żyli w chlewie, żyli w zasadzie normalnie. Wychowywanie dziecka przez osobę opóźnioną umysłowo nie jest niczym nadzwyczajnym, a trzeba zaznaczyć, że Sam był tylko mocno opóźniony umysłowo, a nie kompletnie upośledzony. Był opóźniony, nie wiele rozumiał, nie wiele umiał, ale był w miarę funkcjonalny i w pełni odpowiedzialny i opiekuńczy. Nie jest tak, że "all you need is love", bo zapomniałaś jakie argumenty przyjmował do wiadomości sąd. Po pierwsze: korepetycje mogą spokojnie zastąpić brak wiedzy rodziców, poniekąd od tego są, a przede wszystkim od tego jest szkoła. Po drugie największy wpływ na dziecko w dzisiejszych czasach mają rówieśnicy, a nie rodzice (pod warunkiem, że nie są świrusami, którzy lubią sobie upić niemowlaka na dzień dobry i dobranoc), stąd też nie grozi takiemu dziecku opóźnienie względem otoczenia. Nie wiem co jest bardziej nieprawdopodobne: ten film czy Twoje wyobrażenie o byciu "faktycznie rodzicami"? Co niby znaczy to "faktycznie"? Sam był lepszym rodzicem niż pani adwokat, w tym sęk. Większe szkody przynosi brak zainteresowania ze strony rodziców, bezstresowe wychowanie lub kupowanie dziecku na pierwszą komunię quada aniżeli trudne warunki, które, o zgrozo, mogą nie zapewnić optymalnych, czyli w tym rozumieniu maksymalnych i doskonałych możliwości rozwoju.
P.S. Film świetny - 8/10
Rodzic powinien umieć chronić swoje dziecko i nauczyć funkcjonować w świecie dorosłych. Sam nie jest do tego zdolny, on sam jest psychicznie dzieckiem, którego otaczający świat przyprawia o zawrót głowy. Te trudności zwiększałyby się wraz z dorastaniem Lucy, która i tak już w wieku 7 lat zamieniła się ze swoim ojcem rolami. To, że ich życie zostało przedstawione w filmie jako idylliczne to naprawdę nie jest moja wina, ani nie jest to żaden argument za powierzeniem osobie niepełnosprawnej pełni praw rodzicielskich nad dzieckiem. Oczywiście nie twierdzę, że Sam nie miał prawa do kochania swojego dziecko i utrzymywania z nim kontaktu ale to inna sprawa.
"All you need is love" to hasło niepoprawnych idealistów. Miłość spełnia nasze potrzeby emocjonalne, ale my, ludzie, nie jesteśmy niestety istotami wyłącznie duchowymi (chociaż niektórzy mają nadzieję, że kiedyś się nimi staniemy i rzeczywiście karmić się będziemy wyłącznie boską miłością), mamy też fizyczne potrzeby, żyjemy w społeczeństwie rządzącym się sztywnymi regułami, których ignorowanie ma opłakane skutki. "All you need is love" to takie same kłamstwo jak to, że za pieniądze można kupić wszystko, choć oczywiście oba hasła pochodzą z przeciwnych biegunów.
W jakim Ty świecie żyjesz? Widać że nie całkowicie nie zrozumiałaś filmu... Ty z całą pewnością wychowałabyś lepiej dziecko niż Sam :-/ ...
Film arcydzieło i komentować nie będę. Myślę, że każdy kto ma choć trochę wrażliwości i człowieczeństwa zobaczył w nim to samo co ja, więc dyskutować na temat bzdur o jakiś lukach fabularnych nie mam zamiaru. Natomiast "all you need is love" ma nam powiedzieć, że tak naprawdę nie musisz być nie wiadomo kim, nie wiadomo ile zarabiać i nie wiadomo jak być wykształconym, najważniejsza jest miłość i to jest właśnie: "Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym." Niczym... Więc, nie rozumiem czemu piszesz, że to kłamstwo, jesteś, aż tak zgorzkniała... To, że czasem cierpimy jest nieuchronne ale to miłość przytrzymuje nas przy życiu...
Eh żal mi niektórych osób... Wszystko biorą zbyt dosłownie... Ludzie, nie wszystko jest albo czarne, albo białe.
Nie ma to jak być idealistą rozstrzygającym wszystkie wątpliwości na siłę. Prawdę o życiu to masz w Kronikach Portowych, które pokazują dobitnie, że da się zrobić film o człowieku nie do końca sprawnym umysłowo bez wciskania kitu.
zgadzam sie w 100% z Tobą. ,,Kroniki Portowe,, to można powiedzieć, że arcydzieło! ale nie ten film! sztuczny, przelukrowany, nawet gra Pfeiffer mnie wkurzała(sztuczna). Zawiodłam się!
Ej ... a może zwyczajnie, po prostu all you need is love ...? a co jeśli to JEST takie proste? i ja tego będę się trzymać ... czego i Tobie życzę Ellino.
Co do luk w scenariuszu - matka Lucy była bezdomna i wykorzystała Sama, żeby móc u niego mieszkać. Pewnie chcąc zachować pozory zdecydowała się pójść z nim do łóżka, z drugiej strony gdyby zrobiła to zupełnie z własnej woli, czy nawet miłości byłoby aż takie dziwne? W Forreście Gumpie dziewczyna też przespała się z upośledzonym mężczyzną.
może nie ALL i może nie jest to wszystko takie proste ...ale na pewno LOVE się liczy ....i to bardziej niż pieniądze, mądrości życiowe dyscyplina czy co tam jeszcze mogą dać rodzice - widać to na co dzień wokoło ...a jak człowiek dorośnie ...to wciąż to samo się liczy najbardziej ;) ....no i kasa jak LOVE zabraknie
Ellina dlaczego Ty się rozwodzisz nad tym w jaki sposób został ojcem i dlaczego...a może nie jest a może jest...? Nie uważam to za błąd w fabule. Moim zdaniem po prostu reżyser uznał, że nie to jest ważne w tym filmie i szkoda na to marnować czasu. Moim zdaniem słusznie. Zostaliśmy postawieni po prostu przed faktem dokonanym i od razu przechodzimy do sedna filmu.
A co do przesłania filmu to oporócz "All I need is love" ja odnalazłem jeszcze inne.
"Każdy z nas jest w pewien sposób nienormalny"
Chodzi tutaj o postać prawniczki graną przez Michelle, która też nie radzi sobie z wychowaniem dorastającego dziecka, ma swoje wady, fobie.
Zgadzam się po części z Twoimi argumentami. Ale tylko po części. Lucy urodziła się przypadkiem. Bezdomna kobieta po prostu dała Samowi po to, żeby mieć dach nad głową, a ciąża jest perfekcyjnym usprawiedliwieniem takiej sytuacji. Relacja Sama z Lucy była sztuczna ale sama gra Sean'a Penn'a genialna. Obsada, i zdjęcia też niczego sobie. Duża część wytoczonych przez ciebie wad filmu jest nieistotna z punktu widzenia fabuły filmu. Zgadzam się ,że all you need is love nie wystarczy,żeby wychować dziecko, ale ten film ma większe przesłanie. Pokazuje, że nawet rodzice,którzy mają perfekcyjne zaplecze, mogą nie być w stanie dorównać komuś, kto po prostu poświęca dziecku całą swoją uwagę. Poza tym wstydź się. 2/10 ? Według Ciebie to niemal najgorszy kicz współczesnej kinematografii? Daruj. Nawet gdybym podzielał Twoje zdanie, wstyd byłoby mi dać mniej niż 4. obsada, gra aktorska, zdjęcia, scenografia, scenariusz, efekty specjalne, przesłanie. Czy naprawdę myślisz, że "I am Sam" miało te wszystkie atrybuty na poziomie deski klozetowej? Bo ja myślę, że nie
Jasne, że film jest przerysowany. Ale myślę, że o to chodzi- o pokazanie co jest czarne a co jest białe. Gdyby to był film na faktach, nikt nie kwestionowałby fabuły i przesłania, a tak mamy się czego czepiać. Pokazano współczesnym rodzicom, dla których praca, kariera i nowy telewizor są często ważniejsze niż dzieci, że upośledzony mężczyzna może kochać i być odpowiedzialnym za dziecko ( ilu takich znacie?). Czy sobie poradzi? nie wiadomo, ale tym razem opieka społeczna i rodzina zastępcza mogą mu doradzać. W USA praca socjalna z rodziną i pomoc rodzicom niewydolnym wychowawczo jest na porządku dziennym, więc to nie jest takie nierealne, że Sam podoła. A scena rodziców, z których oboje zrzekają się opieki nad synem w gabinecie Pfeiffer po prostu mnie rozwaliła. I to nie był margines społeczny, ktorych dzieci trafiają do placówek. To byli rodzice, których stać było na drogiego adwokata. Czy to też fikcja, czy tak bywa?
Zgadzam się całkowicie z Elliną - ten film to po prostu bajka, która w rzeczywistym świecie nie miałaby prawa się w ten sposób potoczyć. Jest nielogiczna, momentami wręcz niedorzeczna.
Ale to piękna bajka, na której nie sposób się nie wzruszyć, która dotyka ważnych w życiu spraw i przekazuje wielkie wartości, dlatego życzyłbym sobie więcej takich bajek, tym bardziej, że rzeczywistość jest o wiele brutalniejsza i bez sentymentów ;)
Ja się zgadzam z większością argumentów Elliny, ale lubię czasem obejrzeć sobie jakąś bajkę i nic na to nie poradzę. Ta jest przyzwoicie nakręcona. Sean Penn spisał się rewelacyjnie. Brawa należą się także Michelle i Dakocie.
Zycze ci, zebys ogladala kazdy film z takim podejsciem i tak tez podchodzila do zycia - frustracje i irytacje zyciowa masz gwarantowaną z definicji.
A Ameryki tymi stwierdzeniami nie odkrylas.
Cheers!
Po cholere oglądacie filmy skoro doszukujecie się w nim tylko i wyłącznie realiów. Pieprzyć to! Filmy są po to żeby uzmysłowić widzowi łączące nas ludzi problemy i pokierować w strone jakiś refleksji.
Gdyby każdy film był realistyczny i logiczny w każdym względzie, to równie dobrze moglibyśm obserwować świat z fotela przed oknem i nazwać to pójściem do kina na film...
Film jest na poważny temat, więc staram się do niego podejść poważnie. Tymczasem reżyser potraktował widza jak jakiegoś dzieciaka i to nie podoba mi się w tym filmie. Jeżeli będę chciała zobaczyć film nierealistyczny to pójdę do kina na fantasy, jakąś dobrą animację lub po prostu komedię.
Zgadzam się z Tobą. Ciągną się tu dyskusje na temat tego filmu jakbyśmy rozmawiali o normalnym życiu. Chciałam uświadomić niektórym widzom, że to film a nie rzeczywistość. Nie ma o co się sprzeczać. aktorzy świetni oraz film genialny. Oglądając go nie zastanawiały mnie takie rzeczy jak Ellinę. Poprostu wciągnęłam się i nie czepiałam. Gratuluję Ellino jeśli tak oglądasz filmy. Ciekawe czy któryś Ci się spodobał. W każdym filmie może pojawić się milion pytan, niedociągnięć niewspomnianych wątków. Ale po co zadawać sobie takie pytania. Bez sensu. Jakby każdy zastanawiał się jak na jednej scenie widać drabinke a w drugiej tajemniczo zniknela? Dlaczego mamy myśleć że Sam jest jej ojcem? to byśmy zwariowali. Można doszukiwać się szczegółów, ale nie ma po co. :)
Zgadzam się z Twoim komentarzem Ellino. Obejrzałam ten film wczoraj zachęcona wysoką oceną na filmwebie. Niestety temat poruszony w filmie został potraktowany bardzo powierzchownie. Nie chodzi o to, że umknął nam przekaz filmu, ani to, że do niego nie dojrzałyśmy (w końcu to taki trudny film) - chodzi o to, że wydarzenia w nim przedstawione są NIEREALNE, bardzo marzycielskie. Wszystko jest albo białe, albo czarne - ludzie albo mają pozytywne nastawienie do inności Sama, albo są do granic nietolerancyjni. Widziałam trochę filmów pokazujących życie osób upośledzonych i niestety ten film jest jednym z gorszych. Ot, taka bajeczka.
Nie warto się skupiać na pierdołach, ale rzeczywiście film ten pozostawił (w moim odczuciu) niedosyt. Świetny Penn, ciekawy temat na film, niestety nie do końca wykorzystany.. Mogło powstać coś bardziej ambitnego
2/10? dziewczyno chyba żartujesz? Doszukujesz się dziur w fabule a jako rewelacyjne uznajesz "Króla Lwa" ? A tam przypadkiem nie zastanawiałaś się jak to się stało że Skaza był bratem Mufasy? (nie lubię wytykać czyiś filmów najwyżej ocenianych ale w tym momencie nie wytrzymałam- sory... )
Rozumiem, że nie wszyscy muszą podzielać zachwyt nad tym filmem ale Twoja ocena to bynajmniej jakieś nieporozumienie....
A co dziwnego w tym, że Skaza był bratem Mufasy? :) Bo byli niepodobni? A mało to jest takich przypadków? ^^
Proszę, nie porównuj filmu dla dzieci Disneya z aktorskim filmem dla dorosłych, który według intencji miał traktować o wielkich prawdach życia ludzkiego. Chociaż szczerze powiedziawszy więcej prawd o skomplikowanych istotach jakimi są ludzie i równie złożonym świecie w jakim przyszło im żyć wynieść można z Króla lwa, mimo, że jak wszystkie filmy Disneya, wiele aspektów upraszcza i sprowadza do czarno-bieli. Tyle z mojej strony :)
Sama obsada i gra aktorska zasługuje na wyższą notę. Rozumiem, że lubisz bawić się w krytyka filmowego, ale Twoja ocena to kpina. 2/10? Szkoda, że takim właśnie głosem zaniżasz ocenę tego filmu.
To nie jest film dokumentalny o życiu ludzi upośledzonych , gdzie można przytaknąć głową ze zrozumieniem . Może bajka dla dorosłych , nierealna pewnie , ale czy pani prawnik nie miała problemów które zdarzają się wielu ludziom naprawdę ? . Jest w tym filmie naprawdę dużo ważnych problemów życiowych z którymi ludzie spotykają się codziennie . Każdy ma prawo interpretować to na swój sposób. Dla mnie to piękna historia o miłości . Nie będę jej analizował na części pierwotne . Szkoda mi wrażeń i emocji jakie można stracić oceniając tak każdy film
Wyraziłeś to, co najbardziej istotne.
Oglądałam ten film wielokrotnie i to nie z powodu że bawi, ale ten film motywuje, dodaje sił...
Znam kilka rodziców którzy w swej niesprawności dają dziecku prawdziwą miłość i czas - podkreślam - czas.
Wiadomo to tylko film, ale mający sens i przesłanie.
2/10 to według Ciebie kpina, a 10/10? Popadasz w jeszcze większą skrajność - moim zdaniem film nie zasługuje na miano "Arcydzieła". Był zbyt płytki, zbyt ograniczony, w dodatku nie poruszył mnie.
jeśli już stopniować skrajność (?) to w moim przypadku biorąc pod uwagę średnią ocenę tego filmu na webie skrajność zdecydowanie mniej razi niż ocena 2/10 nie uważasz? więc nie wiem czemu tak Cię to dziwi.. Reszty nie komentuję bo wystarczy przeczytać ten cały wątek a możne zrozumiesz czego niektórzy oczekują od filmu. Poza tym jeśli już się wypowiadasz w wątkach na temat jakiegoś filmu i zarzucasz niewłaściwość czyjejś oceny, to mniej chociaż odwagę ujawnić swoją? Pozdrawiam
Oceniłam film na 4 ("ujdzie"). Dlaczego tak wysoko? Chyba jedynie dlatego, że nie nudziłam się oglądając go i wytrwałam do jego zakończenia. Może jeszcze na plus jest aktorka Michelle Pfeiffer, która jest dla mnie bardzo przyjemna w oglądaniu (chociaż postać, którą zagrała w tym filmie jest bardzo płytka i pozostawia wiele do życzenia).
Nie twierdzę, że Twoja ocena jest niewłaściwa, po prostu inna niż moja i stąd ta dyskusja.
Twierdzisz, że Twoja ocena mniej razi - tu na pewno masz rację. Ale czy Twoim zdaniem ocena większości jest tą słuszną? Tak bym to rozumiała. Tymczasem ludzie nie mając własnego zdania mają skłonność do upodabniania się do innych. Myślę, że było tu wielu takich, którzy nie byli do końca przekonani jak ocenić ten film i sugerowali się ocenami innych. Tak niestety często zdarza się, gdy film pretenduje do miana "arcydzieła", bo np. podejmuje ważne problemy, czy porusza tematy specjalistyczne. I "żeby nie wyjść na głupka" dają ocenę wysoką lub taką jak większość. Tymczasem film to coś więcej niż samo poruszenie trudnego tematu, pozostaje jeszcze kwestia, W JAKI SPOSÓB zostanie on przedstawiony i myślę, że to w filmie powinno decydować o ocenie.
ostatni akapit Twojej wypowiedzi to dokładnie to samo, co napisałam kiedyś pod filmem "Nic osobistego" ;) spoko każdy ma prawo do swojego zdania. Ja również potrafię słabo ocenić film, który na webie uzyskuje wysokie noty, tutaj jednak zgodziłam się ze zdaniem większości.
W porządku - być może coś innego sprawiło, że tak wysoko oceniłaś ten film. Nie rozumiem tego, ale nie chcę się o to kłócić :) Pozdrawiam serdecznie
jeśli taka i w taki sposób ukazana miłość dziecka do ojca jest dla Ciebie paczką cukierków to współczuję Ci, że nie jesteś w stanie zjeść jej całej. ja zjadłam, nie zrzygałam się, ba, jestem wzruszona. film jest cudowny.
Bez sensu skupiacie się na szczegółach akurat w tym filmie nie mają one nic do rzeczy. Każdy film jest wyidealizowany i nie rozumiem dlaczego nagle staje się to tak kontrowersyjne. Jeżeli pokażecie mi niewyidealizowany i nieponaciągany film to obiecuję nigdy więcej nie ocenie ani nie skomentuję żadnego innego. Uważam film za bardzo dobry ze względu na emocje, które miały być przekazane i tak się stało. Moim skromnym zdaniem Sean Penn perfekcyjnie odegrał rolę upośledzonego. Ponadto uważam, iż Ellina ma racje najważniejszą rolę w życiu dziecka odgrywają rodzice. Myślę również,że lepiej byłoby gdyby dziecko wychowywało się z kochającym ojcem który stara się zapewnić córce wszystko czego potrzebuje (bo tu jest najważniejsze Sam zdaje sobie sprawę iż sam nie spełni wszystkiego czego córka będzie potrzebowała np. korepetycje) niż w patologicznej rodzinie.
Film jest bardzo ciekawy i jako jedyny chyba powodował duszenie w gardle. Ta scena jak Dakota trzyma sam'a za rękę mówiąc, że jest różni się od innych ''tatusiów'', lecz takiego go akceptuje.. coś pięknego. Oczyście takich scen jest dużo wiecej nie chce spoilerować.
Oglądając go nie czułem tego ze film jest zbyt nierealistyczny. To, że Lucy była bardzo rozgrarnięta jak na swój wiek to nic dziwnego, teraz dzieci coraz szybciej dojrzewają i potrafią nie jednego zadziwić swoimi dorosłymi pomysłami.
Jak ktoś napisał to jest tylko film i a nie dokument i tak trzeba do niego podchodzić.
Mam wrażenie, że masz coś koło 16 lat.
Twoja wypowiedź jest tak płytka, jak płytki jest wg Ciebie film.
Widać, że go nie zrozumiałaś :-)
może fabuła filmu powinna obejmować fakty wyjaśniające dlaczego Sam był opóźniony w rozwoju i kto był drugim strzelcem w zamachu na Kennedy'ego w Dallas
choć pewnie i tak było by zbyt płytkie, banalne i stereotypowe. Co innego taka "duma i uprzedzenie". tam to dopiero głębinowa głębia intelektu!