Widzę, że nienaturalny język, jakiego używają bohaterowie, jest często krytykowany.
Czy jestem jedyną osobą, która uważa, że jest to ewidentnie celowy zabieg? Postacie drugoplanowe są mocno przerysowane, nieco nienaturalne, nie mają imion (nawet w scenie na cmentarzu imię Żony jest zasłonięte)... według mnie ma to na celu przedstawienie ich jako figur, bardziej tła niż postaci, podkreślenie tego, jacy są ograniczeni. W filmie więcej jest takich elementów - choćby wyśmiane przez kogoś mieszanie zupy przez Ojca, dla mnie bardzo symboliczne i dobitnie ukazujące hierarchię w domu Adama. Dużo w tym filmie teatralności, jeśli dla kogoś teatralność=sztuczność... no cóż, widocznie to inna wrażliwość ;)
Jak widać niemożliwością jest przełożyć bogaty język literacki i genialność pióra pana Kuczoka na język filmowy. I to moim zdaniem od razu było skazane na porażkę. Pomimo tego, że książka powstała na podstawie scenariusza nic się nie udało z tego uratować! Pióro pana Kuczoka jest niezaprzeczalnie genialne (dla mnie rzecz jasna). Postaci kreślone w książce były przede wszystkim za pomocą wewnętrznych przemyśleń bohaterów, to bardziej z nich niż z samej akcji dowiadujemy się kim są bohaterowie i możemy ich smakować. Ja tekst w książce smakowałam niemalże dosłownie:) Nie jest możliwe z powodzeniem przenieść całej głębi tekstu literackiego na ekran. Dialogów jest w książce mało a to dialog tworzy historie (wiadomo, że obraz i nastrój także) ale niestety odarte z wewnętrznych (nieprzekładalnych) przemyśleń sam tekst zamieniony w dialog i nastrój (nie zdało się to na wiele niestety) stał się nie do zniesienia. Manieryczne dialogi, egzaltowane absolutnie niewiarygodne. Nawet jeśli jacyś ludzie mówią do siebie takim językiem rzeczywiście to w zestawieniu z ogólnym nastrojem filmu staje się to straszne! weźmy dialog: żona Roberta: mam chyba alergie na ciebie, Robert: masz alergie na samą siebie. W książce gdzie jest cały kontekst tego co się dzieje w głowie bohatera tworzy to spójną całość i jest na miejscu. W filmie o zgrozo! Wieje egzaltacją. Jest teatralne ale nie w tym dobrym znaczeniu a w sztuczności brrr. Do tego drewniana gra aktorów koszmar. Postać Roberta wykreowana przez Zawadzkiego była tak nieumiejętnie zagrana, posiłkowała się najprostszymi źle dopasowanymi środkami. wstyd! Najbardziej obronił się wątek Rózy i Pana męża. Może dlatego, że w książce ten wątek najbardziej obfitował w dialogi i można było coś z tego uszyć. ( tak zdaje sobie sprawę, że kolejność była odwrotna) najlepiej jednak zagrał chyba pies:) Wstyd i żenada i nawet nie wiadomo czyja to wina? Myślę, że sam pomysł pisania książki na podstawie scenariusza jest chybiony choć pisarstwo styl i talent pana Kuczoka się obronił niestety przeniesienie tego na ekran okazało się absolutną porażką. I smutne jest to, że jako że kino polskie nie jest najlepszej jakości to takie pomyłki jak to "dziełko" nagle z braku smaczniejszej pożywki zamieniają się w smakowite kąski. BRRRR