Zmęczył mnie okrutnie. Z trudem wytrwałem do końca. Tak lekki, że aż mdły. Pierwsza scena
zapowiadała produkcję na mocną czwórkę. Potem widziałem wysyp plagiatów z innych filmów SF.
Skrzyżowanie "Gwiezdnych wojen, "Transformers", "Mad Max" i miks wszystkiego, co już w kinie
zostało zrobione o wiele lepiej. Charakteryzacja aktorów na poziomie kina telewizyjnego a la
McGyver. Ładniutka Summer Glau i to wszystko.
no przeciez to Firefly tylko dla niby kina... jesli serial bylby kontynuowany to bylaby rewelka. mysle ze zle zrobili anulujac serial ktory jednak cos pozytywnego wnosil i fajnie sie go ogladalo...
Oglądasz film kończący serial telewizyjny i narzekasz , że charakteryzacja jest jak w producjach telewizyjnych. To chyba oczywiste, że tak będzie. Poza tym po co oglądasz zakończenie serialu, jak nie widziałeś serialu?
To tak jakby oceniać film po obejrzeniu samej końcówki. Albo jakby oceniać sam Powrót króla nie czytając popzednich części władcy pierścieni.
No w sumie tak. Tylko czy muszę obejrzeć cały serial "M.A.S.H." przed obejrzeniem filmu fabularnego lub odwrotnie?
to zależy.
Teoretycznie film kinowy powinien być zrobiony tak, by dało się obejrzeć bez oglądania serialu jednak w tym przypadku nie wyszło to i ci którzy nie widzieli serialu raczej widzą w tym średniaka.
Też odniosłem takie wrażenie. Tylko myślałem w drugą stronę. To wyglądało tak jakby osoba pisząca scenariusz do ME opowiedziałaś komuś przy piwku swoją koncepcje, a ta przekręcając wiele wątków i dodając wiele swoich stworzyła swoje "własne" dzieło. Moim zdaniem o wiele słabsze.
Raczej nie. Podobieństwa mogą wynikać z tego, że to ten sam gatunek i Joss Whedon tworząc Firefly inspirował się poprzednikami, tak samo w Serenity, gdzie jest to może wyraniejsze, bo ze wzgledu na filmową specyfikę mniej tu rzeczy, które dla twórczości Whedona są charakterystyczne.
A poza tym Mass effect inspirował się różnymi space operami, widać podobieństwa do Battlestar Galactici (wątek quarianie-gethy), do Stargate (odnalezienie starodawnej zaawansowanej pozaziemskiej technologii), Andromedy (wątek z WI Normandii, która w 3 części ma swoje ciało).
Gdy pracowałem na planie "Szeregowca Ryana" (zagrałem kilka epizodów w Ramelle, zastępowałem też Toma Hanksa podczas scen batalistycznych), Steven niespecjalnie zawracał sobie głowę tym, czy ludzie będą go sprawdzać z książką w ręku. A wszyscy wiedzieliśmy, że czerpał pełnymi garściami z "D-Day". Pamiętam, jak ostatniego dnia zaczął padać deszcz i nie mogliśmy dokończyć sceny z mostem, Steven przyniósł ze sobą notatnik z dialogami w języku niemieckim i polskim. Pytał mnie, czy takie, a takie zwroty wymawia się tak i tak. Wyjaśnił, że chciałby wiedzieć ze względu na późniejszą post-synchronizację dialogów i dźwięku z plaży Omaha. Tam w filmie byli Polacy służący w Wehrmachcie.