Ten film jest tragiczny. Już nawet nie wspomnę o sentymencie do słynnego detektywa, ten film jest, po prostu, idiotyczny.
Amerykańskie hasełka, które nie śmieszą, kompletny brak logiki, przewidywalne, durne...
Nikt się nie popisał, moze tylko goście od komputerowej obróbki. Scenariusz, reżyseria, aktorstwo, muzyka, montaż... dno do potęgi!
Wszystko na to wskazuje, ale to dobrze, bo gdyby wszyscy myśleli tak samo, to świat byłby nudny...
Holmes z tego filmu to amerykański cwaniaczek, bijący się, jak Bruce Lee i sypiący głupawymi hasłami, a nie angielski, flegmatyczny gentleman.
Kompletne nieporozumienie, ale to tylko moje zdanie, widocznie jestem rodzynkiem, ale zdania nie zmienię.
Aż tak skrajnie nie jest, ale masz dużo racji. W obu filmach Sherlock zdecydowanie za dużo razy uczestniczy w bójkach. Może stworzenie postaci na wzór jakichś uchyleń, podsunięcia nogi, czy zwyczajnej fortuny wypadłoby lepiej, zamiast londyńskiego Le. Mimo to film ogląda się dosyć przyjemnie, zwłaszcza pierwszą część.
Rodzynkiem nie jesteś. Ja mam dokładnie takie samo zdanie. Ten film mógłby byc fajny ale pod warunkiem, że nie byłby sygnowany nazwiskiem Holmesa, z którym (jako postacią literacką) de facto nie ma nic wspólnego.
Moim zdaniem te bójki to dobre posunięcie ze strony reżysera bo ukazały one iteligencję Holmes'a. Coś takiego było też pokazane w filmie Jestem Bogiem( nie pomyl z polskim filmem Jesteś Bogiem)
Nie powiem, bym się z Tobą zgadzała. Moim zdaniem i aktorzy, i reżyser, i scenarzysta spisali się znakomicie. A przy wielu scenach naprawdę nie mogłam przestać się śmiać.
Dlatego to jest piękne, że się różnimy w opiniach. :)
Ja co chwilę chciałem go wyłaczyć, ale mówiłem sobie: "dam mu jeszcze szansę, może się rozkręci..."
Nie rozkręcił się... Zmarnowałem czas.
Zawsze, a przynajmniej w przeważającej większości, jest tak, że porównanie adaptacji filmowych (nawet tych z założenia luźno powiązanych z oryginałem) z literaturą, kończy się źle dla tych pierwszych...a to są jednak dwa różne środki przekazu, scenariusz musi być dostosowany do możliwości, jakie daje film. Książka zawsze zostawia pole dla wyobraźni, film jest bardziej ryzykowny, bo przedstawia gotowy obraz. I najwięcej słów krytyki opiera się na niechęci wobec filmowego wizerunku bohatera, porównywanego do wersji literackiej. Według mnie nie można patrzeć na ekranizacje tak "sztywno". Przyjmując taki tok myślenia, nie warto oglądać żadnych filmów bazujących na książkach, bo zawsze będą gorsze, bo w jakimś stopniu inne.....Można i tak....Ale skrytykowanie po kolei: scenariusza, reżyserii, aktorstwa, muzyki i montażu oraz nazwanie "dnem" jest kompletnie nieobiektywne i, co najmniej, niesprawiedliwe... Reżyser mnie tu pozytywnie zaskoczył, bo Guy Ritchie i jego dzieła (nie mówię tego ironicznie), nie należą do moich ulubionych, aktorstwo na bardzo wysokim poziomie, a muzyka Zimmera (nie bez powodu uważanego za wybitnego kompozytora) idealnie pasuje do filmu - jaki by on nie był tragiczny w oczach niektórych. Rozumiem, że komuś coś się może nie podobać (zwłaszcza, jeśli ma się sentyment do oryginału), ale "zemsta" na każdym aspekcie filmu w postaci bezpodstawnej ostrej krytyki i niezasłużenie niskiej oceny nie świadczy o zbyt wysokim poziomie oceniającego....Niestety, to samo dotyczy 10 przyznawanych "bo tak wypada, skoro to wybitne kino" lub z sympatii dla ulubionego aktora, czy reżysera...
Ale ten film jest fatalny. Zrobiony według sztampy, wszystko jest sztampowe, zaczynając od scenariusza, przez muzykę, aktorstwo, a kończąc na reżyserii.
Violet90, ten film nie jest ekranizacją żadnej powieści i opowiadania Conan Doyla, więc cały wykład na temat ekranizacji jest nietrafiony, chociaż ciekawy. Ja mówię tylko o filmie. Zwykła, amerykańska produkcja, która nawet nie bawi, a przecież temu takie produkcje mają służyć - niczym nie skrepowanej rozrywce. Nawet tego efektu nie osiągnięto. Scenariusz odbity z jakiejś kalki, tylko zamieniono nazwiska bohaterów.
Mogę Ci podać tytuły wielu ekranizacji, które nie mają wiele wspólnego z literackim pierwowzorem, a są doskonałe, ale to nie ten temat. Tu mamy tylko wariację (idiotyczną) na temat Sherlocka Holmesa. Słabe kino klasy B, podreperowane efektami komputerowymi, czyli o nieco większym budżecie
Czyjegoś zdania nie zmienię, ale mam prawo się z nim nie zgadzać. Nadal nie wiem, a może raczej po prostu nie mogę zrozumieć, czemu uważasz, że film jest aż tak fatalny i skąd tyle negatywnych epitetów, już wcześniej napisałam co wg mnie przemawia na jego korzyść, a amerykańskich produkcji na dużo niższym poziomie (co jak dla mnie przy tym filmie nie jest trudne) jest całe mnóstwo, tak więc pozostaje mi jedynie zastanawiać się jak niewiele spełnia Twoje oczekiwania. Film odpowiedni klimat miał, dobór aktorów i ich gra bardzo dobra, sceneria itp.... Jedyne, do czego mogę się przyczepić to sceny walki momentami a'la Matrix (zwłaszcza pod koniec), co średnio pasowało do klimatu filmu, ale w końcu są powody, dla których nie dałam 10.
Może jesteś jednym z nielicznych, którzy oceniają film jako taki, jednak nawet w innych komentarzach z tego wątku widać porównania Holmesa filmowego z literackim pierwowzorem - a tu już większość nie skupia się na niczym innym poza krytyką głównego bohatera, pomijając rzetelną ocenę filmu....Stąd moja wypowiedź. Na Grę cieni, nawet nie będącą ekranizacją konkretnej powieści, patrzy się przez pryzmat literatury Conan Doyle'a... A już szczytem są opinie w stylu "film byłby dobry, gdyby nie to, że nawiązywał do bohatera//książki X", co można odczytać tak: "film uważam za dobry, jednak dam mu dużo niższą ocenę, bo nie podobał mi się fakt, że nawiązywał do bohatera//książki X. I nagle gra aktorów, klimat, reżyseria, muzyka, wszystko inne traci na znaczeniu i zostaje umniejszone.....
Masz pełne prawo nie zgadzać się z moim zdaniem, nigdzie Ci tego prawa nie odbieram. Co więcej, to dobrze, że myślisz inaczej.
Widziałem tysiące takich produkcji, lepszych i gorszych, a ta zalicza się do tych gorszych. Cóż mogę dodać? Ocena gry aktorskiej, reżyserii, muzyki etc jest subiektywna. Wielcy też się gubią, albo grają chałtury, by przeżyć. Nawet De Niro grywał w badziewiach, Morricone pisał wtórną muzykę itd.
Wracając do postaci Holmesa, to bardziej podobała mi się, również wariacja przygodowa, "Piramida strachu". Tam można było dopatrzeć się trochę bardziej oryginalnego humoru i szczypty niekonwencjonalności, chociaż to też było kino przygodowe bez ambicji. Tu mamy przygody cwaniaka, ktore widziałem wiele razy. Wstawić tam Stathama, zmienić tytuł i mamy kolejny identyczny film, który znowu zarobi, chociaż opowiada tę samą historię do znudzenia.
Są tacy "krytycy", którzy zapatrują się na film w taki sposób, o którym piszesz, ale nie zawracałbym sobie nimi głowy. Pozdrawiam! :D
Ale ten film jest po prostu zły. Bohater nie ma nic, ale to zupełnie nic(poza nazwiskiem) wspólnego z literackim pierwowzorem. Dopatrujesz się w filmie rzeczy, których w nim nie ma. Bo to nie jest ekranizacja. Chyba nawet w epoce jest tylko luźno osadzony.
Film jest kiepski, również jako zwykły film akcji. Z ekranu wieje nudą. Sceny walki są tak niewiarygodne, ze aż groteskowe. Wzbudzają tylko uśmiech politowania.
Sama intryga jest też mocno przekombinowana.
Zgadzam się, ten film to jakieś nieporozumienie, strata czasu. mnie również bardzo raziło "podpięcie" pod Sherlocka, gdyby to było co inne to może by mnie to tak nie uraziło, ale od razu pomyślałam że sir Doyle by się w grobie chyba przewrócił widząc co się dzieje z jego bohaterem. gdyby to wszystko miało jakikolwiek sens to jeszcze by uszło a tak to nie bardzo. kaszana i tyle. wyłączyłam niedługo przed końcem co mi się nie zdarza. nie polecam.
A ja ten film uwielbiam! Nie czytałam wprawdzie książek, ani wcześniejszych filmów o Holmesie, a i tak H. kojarzy mi się z flegmatycznym gentelmanem. Film zrywa z tym obrazem i to właśnie jest świetne
Ja właśnie czytam Dzienniki Sherlocka Holmesa i jest to świetny zbiór opowiadań o SH! :) Film rzeczywiście dobry, ale nieco gorszy od pierwszej części, według mnie.
Pierwsza część była lepsza, ale ten film również mi się podobał. Nurtuje mnie tylko, czemu Mycroft chodził goły przed żoną Watsona. Jaki to miało cel?
Mycroft był trochę dziwny, w książce również . Reżyser chyba chciał to za bardzo pokazać, i tak mamy gołego Mycrofta. Tak samo uważam, pierwsza część była bardzo dobra, ale tą też oglądałem z zaciekawieniem na twarzy.
Pierwsza the best ale druga również świetna. Liczyłam na dobre ale i sensowne (a o to trudno) kino akcji z komedią w tle i to dostałam.
Cześć Polliterze, tu Nass. A ja bardzo lubię ten film, genialny scenariusz i reżyseria, muzyka też piękna. Jak to przewidywalny??? Dla mnie nie był. Nie czytałem o Holmesie i może się nie znam ale mi tam film się podobał.
A ja jestem po lekturze WSZYSTKICH opowiadań i ten film luźno opierający się na motywach z książki był ciekawy. Z książek najlepszy był "Pies Baskerville'ów".
Chyba oglądaliśmy dwa różne filmy, Nass. :D
Nie mogę zgodzić się z żadnym Twoim argumentem:
Scenariusz nie jest genialny, jest wtórny, napisany według schematu, takich filmów jest od groma, tylko tu bohaterem jest Holmes, to cała różnica.
Reżyseria... Ty widzisz tu jakąś reżyserię? Zwykłe opowiedzenie zwykłej, przygodowej historyjki.
Muzyka zrobiona "po bożemu", na "odwal się". W scenach lirycznych, jest liryczna, w scenach humorystycznych jest wesoła, w scenach akcji jest szybka. Zwykła chałtura.
Dla mnie był przewidywalny. :D
Nass, pozdrawiam. Do pogadania gdzie indziej. :D :D
Ale ja oglądając ten film z góry nie spodziewałem się ambitnego kina, od tego są inne filmy, przy tym się rozerwałem po prostu i jako taki "rozrywacz" był bardzo fajny. Widzę reżyserię, ciekawe ujęcia i sceny, aż się roi od szczegółów do wyłapania. Od groma? Nie takich, innych klimatem. Ale zgodzę się, że ten film to nic ambitnego, od przyjemność.
Dla mnie film jest rewelacyjny pod każdym względem. Jeśli ktoś się wymądrza, że ten film nie ma nic wspólnego z flegmatycznym pierwowzorem literackim, pokazuje, że nie czytał wcale Holmesa, tylko jedzie na ugrzecznionym stereotypie z ekranizacji lat 70-tych. Holmes Conan Doyle'a trenował boks i ostro się narkotyzował - tak jak postać u Ritchiego!
Tak, trenował boks, ale rzadko korzystał ze swoich umiejętności, palił opium i grał na skrzypcach, jednak był angielskim gentlemanem. Jego żarty były na poziomie. To nie były pseudo dowcipne hasełka, które można usłyszeć w każdym hollywoodzkim filmie.
Poza tym, wyraziłem swoje zdanie na temat filmu, nawet zaznaczyłem, że pomijam literacki pierwowzór, bo to nawet nie jest ekranizacja, tylko wykorzystanie znanej postaci literackiej do nakręcenia durnego filmu. To tak, jak serial o Indianie Jonesie. Serial słaby, kiepski, daremny i nie porównuję go z filmami Spielberga. Ktoś korzysta z nośnej postaci, by zarobić.
Bohaterem tego filmu mógł być John Smith, nowojorski detektyw, nie zmieniłoby to faktu, że to słaby film, po prostu. Tym bardziej szkoda, że bardzo szanuję Guya Ritchiego i nakręcił takie barachło.
Nassanael, ja również nie spodziewałem się Bergmana, tylko rozrywki, ale ten film zawiódł nawet takie oczekiwania. Nawet kino rozrywkowe musi trzymać jakiś poziom.