Nigdy jakoś nie byłem fanem „Shreka”. Poprzednie część podobały mi się ale nie oszalałem na ich punkcie tak jak miliony osób na całym świecie. Dla mnie
był to po prostu porządny, wakacyjny film animowany, przeznaczony bardziej dla dorosłych niż dla dzieci, z powodu specyficznego humoru i masy odniesień do
innych produkcji filmowych, ale nic poza tym. O wiele bardziej ubawiłem się na kontynuacji, która wydała mi się zabawniejsza i bardziej skupiała się na
opowiadaniu ciekawej historii, niż nawiązywaniu w co drugiej scenie do innych sławnych produkcji. Trójki chyba nawet nie widziałem, jeśli już to tylko w
kawałkach, ale patrząc na oceny i ogólne przyjęcie przez widzów niewiele straciłem. Na żadnej części nie byłem też w kinie. Dopiero na czwórkę się skusiłem
po pierwsze ze względu na towarzystwo, bo tego typu filmy zdecydowanie najlepiej ogląda się w licznym gronie, a po drugie dlatego, że scenariusz do tej
części napisał Josh Klausner, który był odpowiedzialny również za skrypt do tegorocznej, bardzo udanej komedii „Nocna Randka” z Tiną Fey i Stevem
Carellem. Finalny rozdział opowieści o Shreku i wszystkich bohaterach Zasiedmiogórogrodu mógł więc być całkiem przyzwoitym zakończeniem ich historii.
Niestety „Shrek Forever” jest filmem przeciętnym i gdyby nie dwaj niezawodni bohaterowie drugoplanowi, czyli oczywiście Osioł i Kot w butach, byłby całkiem
nieudaną kontynuacją. Za każdym razem gdy choćby na chwilę pojawiają się oni na ekranie, od razu robi się ciekawiej. I w gruncie rzeczy gdyby nie oni ta
część nie byłaby wcale śmieszna, bo chyba wszystkie zabawniejsze sytuacje i żarty są związane właśnie z nimi. Niestety jednak pojawiają się w tej części
dość rzadko i tym razem są zdecydowanie bardziej dodatkiem do Shreka, niż równoprawnymi bohaterami, w szczególności jest tak z Kotem, który pojawia się
pod sam koniec filmu i prócz scen znanych ze zwiastunów w wielu więcej się nie pojawia. Swoją drogą to ciekawe, że w tylu filmach animowanych na
przestrzeni ostatnich kilku lat, bohaterowie drugoplanowi, którzy z założenia powinni być tylko miłym dodatkiem do całości, stają się postaciami ciekawszymi,
zabawniejszymi i bardziej zapadającymi w pamięć niż główni bohaterowie opowieści. Tej części brakuje również scen rozbrajających, które z powodu swojej
komiczności potrafiłyby doprowadzić nas prawie do płaczu, bo zliczyć je można na palcach jednej ręki (chłopczyk na urodzinach, przebrane ogry, kredyt
konsolidacyjny)
Sama historia opowiadana w tym rozdziale jest niestety nudnawa, zbyt rozciągnięta, bo choć trwa zaledwie półtorej godziny to momentami się dłuży, za bardzo
zwalnia i całkowicie traci tempo. Daje się to w szczególności odczuć w chwilach gdy na pierwszy planie pojawia się tylko i wyłącznie Shrek i jego problemy
życiowe. Ta część jest również przewidywalna, brakuje w niej jakichś większych zaskoczeń czy jakichkolwiek zwrotów akcji, które urozmaiciłyby seans i
podkręcałyby tę historię. Na końcu czeka na nas natomiast nijakie i strasznie ckliwe zakończenie, które stara się za wszelką cenę być wzruszające ale
kompletnie mu to nie wychodzi, bo siła przekazu jaki ze sobą niesie jest minimalna. DreamWorks to niestety nie Pixar, który potrafi przekazywać prawdziwe i
niezwykle intensywne emocje, a swoich bohaterów nie traktuje jak zwyczajne postaci z jakiejś tam bajki, tylko pełnoprawnych bohaterów do których
przywiązujemy się tak mocno jakby byli oni ludźmi. Miałem nadzieję, że po naprawdę udanym „Jak wytresować smoka 3D”, które najbardziej zbliżyło się do
poziomu animacji Pixara, DreamWorks będzie starało się utrzymać tę formę, ale niestety nawet nie spróbowało.
Powrócił więc w tej produkcji i tani sentymentalizm i przesadne moralizatorstwo widoczne szczególnie w zakończeniu, które jest ciągiem kolejnych nudnawych
nauk wykładanych w sposób tak oczywisty, koślawy, toporny i pozbawiony odrobiny wyczucia, że w czasie seansu jedynie irytują, a już po jego zakończeniu,
mało co tak naprawdę pozostaje z nich w pamięci. „Shrek Forever” stara się mówić o tym abyśmy doceniali to co teraz mamy, doceniali życie jakie jest nam
pisane, bo inne, nawet to najbardziej wymarzone, wcale nie musi być lepsze od tego, które obecnie wiedziemy. Również paraliżująca tęsknota za tym co
minęło nie ma sensu, bo to co minęło, działo się wtedy kiedy był ku temu idealny czas i teraz nie miałoby już sensu, nie pasowałoby do nas, nie
odpowiadałoby nam, tak jak miało to miejsce w przeszłości. Do tego dochodzi jeszcze oczywiście obowiązkowa pochwała rodziny i przyjaźni bez których na
dłuższą metę życie byłoby puste i nie miałoby sensu. Widzieliśmy to już w poprzednich częściach więc nie są to żadne rewelacje, ani bardzo odkrywcze
wnioski.
Podobnie jak poprzednie części tak i ta jest przeznaczona zdecydowanie bardziej dla dorosłych widzów, niż dla dzieci, bo w większości i humor i poszczególne
sytuacje są w pełni zrozumiałe tylko dla starszej widowni. Co więcej nawet sam pomysł na tę historię bardziej przemówi do dorosłych, bo gdyby nie bajkowe
postaci, można by bez kłopotu przerobić ją na film aktorski, opowiadający o ustatkowanym mężu i ojcu, który tęskni za dawnym, beztroskim życiem bez
zobowiązań. Ponieważ „Shrek Forever” nie jest pojedynczym filmem, a kontynuacją to dzięki temu znając dobrze wszystkich bohaterów z poprzednich części
mamy okazję oglądania ich w zupełnie innych, czasem trochę zaskakujących rolach, będących często przeciwieństwem ich poprzednich wcieleń. Wychodzi
to raz lepiej, raz trochę gorzej, ale trzeba przyznać, że jest to jakiś pomysł na to by sprzedać to samo po raz czwarty z wrażeniem, że oglądamy coś nowego. I
na koniec jeszcze słówko o dubbingu, który oczywiście jak zwykle jest bardzo dobry, na pierwszy plan tak jak poprzednio wybijają się Stuhr i Malajkat, ale
najsłabszym jego elementem jest głos Cezarego Pazury, zbyt charakterystyczny, kojarzący się za bardzo z jego poprzednimi pracami i nie pasujący do postaci
Rumpla. Szkoda, że nie zagrał go jakiś inny aktor.
6/10