To nie jest złe kino, tyle, że w zestawianiu z Sicario wypada miernie. Ot, zwykły akcyjniak, poprawnie wykonany, z małą obyczajówką w tle.
Parę uwag o S:DotS, widzianym moim, wielce subiektywnym okiem.
Muzyka i zdjęcia, zdecydowane 7. Budują klimat i stanowią najmocniejszą stronę filmu.
Historia/scenariusz - powiedzmy, że naciągane 6. W przeciwieństwie do Sicario, zalatuje holyłudem i jest boleśnie mało oryginalna. Takich historyjek fabryka snów zrobiła już dziesiątki. Wszyscy okazują się dobrymi wujkami o szczerozłotych sercach, dziewczynka uratowana, a happyendom nie masz końca. Sicario robił wrażenie bezkompromisowością, nie było tam miejsca na sztampowe zagrania (źli zostaną ukarani, a prawda i miłość pokona wszelkie przeciwności), świat jest okrutny, górą są silniejsi, nie ma nadziei.
Reżyseria - no tu już, nie będę się patyczkował - 5 lub nawet 4. Sollima jest cienki, jak barszcz. Kiepsko poprowadził aktorów, a przecież wykorzystywał postaci, które Villeneuve już nieźle zbudował. Jak można było zmarnować taki potencjał. Kiedy Alejandro groził Kate w Sicario, naprawdę nie byłem pewien, co zrobiłby, gdyby odmówiła podpisania. Tu Alejandro był kompletnie przewidywalnym kolem z amerykańskiego filmu. A do tego niespójnym z tym z przeszłości. Dlaczego postanowił oszczędzić dziewczynkę i zaryzykować dla niej życie, kiedy w przeszłości nie miał problemu z likwidowaniem całych rodzin?
No i całość jest kiepsko zgrana, a to przecież funkcja reżysera. Oglądając Sicario czujesz, jak stopniowo, obraz pospołu z muzyką budują napięcie, a w S:DotS muzyka piłuje i pulsuje na całego, mimo, że akcja się jeszcze nie kręci (a przecież Hildur się spisała, nagrała świetny materiał).
Wszystko jakieś wtórne - znowu widzimy konwój, ale już nie ma tego napięcia, tylko zwykła strzelanina. Znowu widzimy życie rodzinne po drugiej stronie granicy, którego bohaterowie zmierzają do upadku, ale ten młodziak, co to niby został sicario, kompletnie nie był dla mnie wiarygodny. Co nim kierowało?
W Sicario wszystko służyło opowiedzeniu historii. To, co ukryte i nieznane filmowane było przez firanki, odbicia w szybach, było zniekształcone, zamglone. To, co mroczne było cieniem, unikało słońca, rozgrywało się w nocy lub przy świetle jarzeniówek. W S:DotS nie ma już tej poetyki, choć twórcy próbują ją kopiować, ale zwyczajnie im to nie działa.
W pewnym sensie zgadzam się odnośnie wad tego filmu. Co do Alejandro i tej dziewczynki, to dla mnie możliwym wytłumaczeniem jest to, że musiała ona jemu z jakiegoś powodu bardzo przypominać jego córkę (może wygląd, i wiek, może częściowo charakter), a tym samym znów na moment obudziły się w nim ludzkie instynkty. Ewentualnie dotarło do niego, że mają go tak naprawdę gdzieś. Skoro po nieudanej akcji miał zostać ot tak zlikwidowany, bez żadnych skrupułów, to może postanowił pokazać swoim przełożonym, że ma ich gdzieś i nie wykona ich polecenia. Ostatnim wariantem, jaki przychodzi mi do głowy, jest chęć zatrzymania dziewczyny, aby za jakiś czas dokonać wymiany z jej ojcem - albo zabije ją, albo jego (puszczając dziewczynę wolno).
Ja nie mam nic przeciwko pomysłowi "nawrócenia się" Alejandro poprzez zgrabnie napisaną historię z córką narkotykowego jefe jako katalizatorem przemiany. Byłby w tym nawet jakiś pazur (np. dzieciak ucieka, próbuje nielegalnie przekroczyć granicę, przechodzi piekło z rąk przemytników, jak setki uchodźców, a Alejandro na koniec ją odnajduje i dochodzi do wniosku, że narkocóra ma już dosyć i można ten ludzki wrak odesłać do tatki, w akcie zemsty, a on kończy z tym syfem. To tak na szybko, marny ze mnie scenarzysta ;).
Ale, nalitośćboską, ta historia z ekranu była straszliwie niewiarygodna.
Też kombinowałem w tym kierunku, co Ty, ale:
- Kate w Sicario też przypominała mu córkę, sam to przyznał, a jednak nie miał oporów. Poza tym, ta konkretna dziewczynka prezentowana jest jako agresywna, rozpieszczona kasą narkolala, więc jakie tu podobieństwo do jego córki.
- że niby poczuł się zdradzony przez agencję? ale on przecież miał ich gdzieś, byli tylko środkiem do zemsty, a nie przyjaciółmi i towarzyszami broni;
- motyw z wymianą, o którym piszesz, miał małe szanse powodzenia przy obraniu kierunku na północ (przez granicę do USA), sensowniej byłoby ruszyć w głąb Meksyku albo dogadać się z lokalnym kartelem i wykorzystać wojnę, którą CIA wywołało, do zemsty na tatusiu. Ewidentnie chciał uratować zakładniczkę.
Tak czy owak, kompletnie się ten scenariusz nie kleił. Siłą jedynki było to, że w dużej mierze bazowała na prawdziwych sytuacjach, opisywała realnie istniejące problemy, o których można przeczytać w prasie. Sceny z Juarez wyglądały niemal, jak film dokumentalny. A tu było nawymyślane tkliwych pierdół.