Reżyser najwyraźniej nie mógł się zdecydować czy zrobić film o gangsterskich porachunkach, film o psychicznym dojrzewaniu bohaterki czy film o zemście, więc w konsekwencji wyszedł mu bardzo nijaki scenariuszowo miszmasz wszystkiego, który windują (i słusznie) w ocenach znakomite zdjęcia (!) i muzyka.
Napradwdę, od czasów Avengersów nie było tak zawyżonych ocen. Sicario warto obejrzeć, ale jest tutaj tyle nonsensów, że szkoda gadać. A scena w barze? Serio?