Po co w tej całej fabule (operacji) była tak bardzo użalająca się nad sobą i swoją moralnością agentka FBI - gdzie robiono strzelanine na środku miasta i inne wszystkie nielegalne rzeczy, z wiedzą rządu i innych ludzi...
Czy po prostu nie mogli wziąć gościa z FBI, z takim samym poziomem moralności jak cała tak ekipa, który by siedział w hotelu i podpisałby im ten raport na koniec, skoro i tak wszyscy biorący udział w tej operacji wiedzieli, że to było niezgodne z prawem i nawet sprawiało im to radoche?! W FBI na pewno też ktoś by się znalazł.
Dziwie się, że wcześniej nikt ze sceptyków tego filmu nie zauważył tego podstawowego, paradoksalnego aspektu.
Po co osoba o takich cechach, w takiej operacji...?! WTF.
Kompletnie beznadziejny i odrealniony scenariusz, mający ukazać pseudo walkę różnych filarów wartości, moralności, etc...
Także pytam - PO CO ONA W TYM FILMIE-OPERACJI?!