dobra:
pycha- dziewczyna, której zmasakrował twarz
chciwość- adwokat
nieczystość- prostytutka
nieumiarkowanie w jedzeniu- grubas
lenistwo- diler czy tam narkoman
zazdrość- morderca
został GNIEW i czy tutaj się to tyczy żony detektywa? czy właśnie detektyw zgrzeszył gniewem zabijając z zemsty morderce?
coś w tym stylu Doe zazdrościł Millesowi a zginął przez jego gniew czyli wszystko sie jednym słowem DOPEŁNIŁO
Też bym to tak odczytał. A żona przepłaciła życiem za gniew, a raczej jej śmierć spowodowała gniew.
Za każdy grzech karą była śmiercią. Jak żona mogła zapłacić życiem za gniew, skoro jeszcze tego "gniewu" nie było? Ona zginęła z powodu zazdrości jaką czuł John Doe, a on sam zginął z powodu gniewu.
mówie że to jest pogmatwane i ty masz racje i inni no ogólnie Doe zazdrościł Millesowi i to był jego grzech a z kolei Millesa taki że sie mocno wkurzył czyli gniew
Ale ten czubek był na tyle inteligenty, żeby to przewidzieć. Poza tym każdy umierał za swój grzech, więc Doe nie umarł z powodu gniewu tylko zazdrości, a żona i tym samym dziecko (no i tym samym jakaś część Millsa wraz z dzieckiem) zginęli za gniew, który miała wywołać ich śmierć.
Uważam, że wspomnienie o tym, że żona była w ciąży nie służyło bynajmniej zwiększeniu dramatyzmu całej sytuacji, ale miało znaczenie w dopełnieniu planu Doe'a.
no właśnie, słuszna uwaga, poprzez to dziecko umarła jakaś część Mills'a, a więc grzech gniewu musiał tyczyć się jego
Tak, ale nie każdy stał się ofiarą własnego grzechu. Żona Millesa, przecież żadnego nie popełniła, a zginęła, bo John czuł zazdrość, a nie dla tego, ze jej mąż po jej śmieci czuł by gniew...
Doe-zazdrość
Milles-gniew
tylko Milles nie zginął ale tak jakby został wcześniej "ukarany" za następstwa tego co zrobił
I można jeszcze dopowiedzieć, że umarła jakaś część Millsa (płód, no i żona też w jakiś sposób).
Oczywiście nie chcę narzucać jedynej interpretacji zakończenia, ale moim zdaniem ta przedstawiona przeze mnie jest najbardziej trafna w tym przypadku. Każdy może mieć inne zdanie. ;)
O dziękuje, za pozwolenie posiadania własnego zdania ;) Ale właśnie na tym polega dyskusja, by poszerzać swoje horyzonty.
Dokładnie - poza tym uwielbiam takie filmy, na temat których można wyprowadzać różne teorie i interpretować na wiele sposobów.
P.S. Nie chciałem, by zabrzmiało to jak pozwolenie. Po prostu chciałem zaznaczyć, że nie jestem bufonem, który innym narzuca własne zdanie. ;)
Haha tylko zażartowałam :) Mam skłonności do nadinterpretacji i chyba wzięłam sobie za punkt honoru przeanalizować te ofiary pod innym kątem. Miło, że można z kimś prowadzić kulturalną i inteligentną dysputę. Wstyd się przyznać, ale oglądałam ten film po raz pierwszy (zawsze się jakoś z nim mijałam). Koniecznie będę musiała obejrzeć jeszcze raz, by przeanalizować akcje od drugiej strony. Może coś nowego wpadnie do głowy, patrząc na cały plan John z perspektywy.
Ja oglądałem ten film po raz pierwszy jakieś 4 lata temu (też jakoś tak na początku roku). Zrobił wtedy na mnie piorunujące wrażenie. I muszę przyznać, że także obiecałem sobie, że obejrzę go jeszcze raz - ale przy każdym podejściu obawiałem się, że wrażenia, jakie pozostały po dziewiczym seansie, zostaną zniszczone przez nadmierne analizowanie fabuły podczas kolejnych podejść. No i dzisiaj w zasadzie widziałem po raz drugi, ale od połowy, czego w sumie bardzo żałuję, bo film wciągnął mnie tak samo jak za pierwszym razem. I choć nie jestem największym kinomanem i znawcą świata, to muszę przyznać, że nie ma wielu filmów, które pod względem jakości (i nie chodzi mi tu jedynie o fabułę czy aktorstwo) dorównują "Se7en". Mój nr 2 wszech czasów, zaraz za "American Beauty" (a pisząc "American Beauty" zdałem sobie sprawę, że w moich dwóch ulubionych filmach gra Kevin Spacey). :)
No tak zrozumiałam, że Doe miał wszystko zaplanowane. Tylko jakby to ostatnie morderstwo wyrwane jest z wcześniej przyjętego schematu. Doe mógłby być zupełnie pewny reakcji Millesa, jednak według przyjętej przez niego ideologii, detektyw nie powinien zapłacić za grzech, którego nie popełnił. Zburzyłoby to cały porządek.
Ale wiedział, że popełni - bo kto by nie popełnił, gdyby był postawiony na miejscu Millsa, z bronią w ręku oraz mordercą żony i dziecka na wyciągnięcie ręki?
Szczerze mówiąc (może naiwnie) przez kilka sekund miałam nadzieje, że go nie zabije. Co mu dała śmierć John'a? Somerset miał racje, przedstawiając Millsa jako osobę silnie emocjonalną i impulsywną. Reżyser od samego początku zwracał na to uwagę. Wystarczyło zachować zimną krew i cały plan szaleńca wziąłby w łeb. Mills nie dość, że stracił żonę i dziecko, pracę, wolność (zapewne) to jeszcze doprowadził plan Doe do końca.
Na szczęście mieliśmy do czynienia z ludźmi z krwi i kości, a nie pozbawionymi uczuć robotami. Impulsywność Millsa była szczególnie widoczna w scenach z Freemanem - na zasadzie kontrastu zbudowano świetną ekranową parę, której charaktery zderzały się w najważniejszych momentach, aż do samego końca.
Mnie niestety trochę rozczarowało to zakończenie. Wiadomo, że taka byłą kompozycja filmu i zamierzenie reżysera. Plan szaleńca musiał się dokonać. Mills uzyskałby dużo lepszą zemstę, pozostawiając Doe przy życiu. John nie przeżyłby porażki i tego, ze pomylił się w ocenie Millsa. Detektyw dał sie łatwo zmanipulować i wpadł prosto w pułapkę zastawioną przez Doe. Morderca sam wiedział, że są rzeczy gorsze od śmierci. Jednym naciśnięciem spustu zapewnił sobie szybką śmierć (a nie długie oczekiwanie w celi i kare śmierci), i wykonanie planu dla którego poświęcił życie, metodą tak szaloną i nieprawdopodobną, że zostanie zapamiętana na zawsze.
Osobiście nie przeżyłbym innego zakończenia, co dopiero wspomnianego wyżej happy endu. Bo byłby to happy end. I moim zdaniem takie zakończenie całkowicie rozłożyłoby założenia tego filmu. On nie miał być potępieniem szaleńców i zbrodniarzy. Nie miał być potępieniem religijnego fanatyzmu. Nie miał być obrazem dającym nadzieję w dobro ludzkości. Jest to obraz świata, w którym żyjemy, z każdym ziarenkiem brudu, które go wypełnia, z każdym ludzkim grzechem, który nim rządzi.
Rozumiem to wszystko i także nie chciałabym takiego zakończenia. Jednak właśnie ono ukazuje nam słabość systemu stworzonego przez człowieka. Instytucji (w tym wypadku policji), które mają nas chronić przed "grzechem", a same się w nim pogrążają. Człowiek świadomy popełnianego zła nie cofa się przed nim (postać Millsa). Jak ktoś kto kieruje się słabostkami i impulsami możne stać na straży stabilizacji? Mills w gorącej wodzie kąpany sam doprowadził do śmierci swojej żony. Myślał, że może wykiwać Doe. Powinien sam sobie strzelić w łeb i złożyć ofiarę ze swego gniewu, a nie zabijać John'a.
Oczywiście, że tak powinno być, ale niestety tak nie jest. Ile jest takich sytuacji w życiu, gdy dopiero po jakimś czasie zdajemy sobie sprawę, że zrobiliśmy coś niewłaściwie? Ile ten świat daje nam pokus, którym nie możemy się oprzeć? Ile każdy z nas ma słabości, których nie da się przezwyciężyć? I nie chcę już tutaj wspominać o sytuacjach ekstremalnych, w których człowiek myślący myśleć przestaje.
Film Finchera nie jest jedynie ponury w warstwie wizualnej, brutalny w opowiadanej historii, ale także niezwykle gorzki i pesymistyczny w swoim założeniu oraz przesłaniu.
Tak, bo każdy z nas może w dowolnym momencie dać wmanewrować się w grzech. Jak wielką siłę musiał mieć on,by dać John'owi pewność, że uda mu się nakłonić do zła osobę, która miała go zwalczać. Mills został doprowadzony do takiego stanu, ze wolał posłuchać podszeptów seryjnego mordercy, a nie błagań przyjaciela. W obliczu takiej sytuacji to co powinno być siłą człowieka (miłość, dobro, prawda), staje się największą słabością. Podwaliną na, której można zbudować największe zło. Czy tylko śmiercią i uderzeniem przysłowiowego młota można coś uświadomić ludziom? Zwalczać zło, złem?
Co tak naprawdę chciał powiedzieć Fincher. Że nie ma dla nas nadziei i nawet najlepsi z nas (a może właśnie szczególnie oni) dadzą się wmanewrować w machinę zła?
"Czy tylko śmiercią i uderzeniem przysłowiowego młota można coś uświadomić ludziom? Zwalczać zło, złem?"
Zapewne nie. Ale zło wydaje się być bardziej atrakcyjne, przyciąga uwagę ludzi, wpływa na ich sposób patrzenia na świat i równocześnie może być wielką nauczką.
Nie sądzę, żeby Fincher chciał nam dać do zrozumienia, że nie ma nadziei dla ludzkości (aż takim pesymistą chyba nie jest), ale raczej to, że świat jest wypełniony złem. Oczywiście tutaj może pojawić się problem, bo "zło" może dla każdego oznaczać co innego - zależnie od wyznania, światopoglądu czy innych powodów. I nie chcę, by zabrzmiało to jak jakimś religijny frazes, ale człowiek powinien być świadom tego, co jest właśnie złe i niewłaściwe, bo tak naprawdę to unieszczęśliwia człowieka na różnorakie sposoby i sprawia, że świat jest taki, a nie inny.
Dobranoc. ;)
nie - zapłaciła za to jego żona, której głowa znalazła się w paczce. Jej śmierć miała wywołać gniew który dopełni dzieła i zapełni 2 ostatnie rubryki dzieła. Gniew pana Pitta, jest jedynym łacznikiem który nie kończy się śmiercią jego wykonawcy ale w zasadzie czymś gorszym dla niego - śmiercią żony i dziecka. Tak to rozumiem ;)
Pozdrawiam
w sumie to też by sie zgadzało ale to wgl jest pogmatwane bo to Doe zazdrościł Millesowi a zginął przez gniew tamtego dobrze neposz mówisz
No włąśnie Doe wiedział, że po czymś takim Pitt (sory widziałem to kilkanaście razy a cholera nazwisk filmowych nie pamiętam) go zastrzeli i zapełni GNIEW. A morderca musi zginąć bo jest ZAZDROŚCIĄ... Może i pokręcone ale tak to sobie wyjaśniłem ;) I dzięki zakręceniu ciekawsze zakończenie ;)
Pozdrawiam ;)
Doe został ukarany za swoją zazdrość (wina,za której kary się domagał przed strzałem). Milles doznał gniewu a karą dla niego była śmierć bliskich - bardziej niszcząca niż wszystko inne
... co czuł Milles kiedy miał starcie z 'dziennikarzem prasowym' na schodach ? może gniew...
W tej ostatniej scenie trzeba zwrócić uwagę na to, co mówi John Doe. Powtarzał, że zazdrości Davidowi życia, a kiedy już wyszło na jaw, że zabił mu żonę, powtarzał pod nosem coś, żeby Davida opętał gniew, jakby o to prosił. Mamy dwa pozostałe grzechy.
Żona Davida poniosła śmierć przez zazdrość Doe, a on sam przez gniew Davida.
Co do ukarania Davida dużo mówi scena w samochodzie:
Doe: "Wątpię, czy miałem większą przyjemność niż miałby pan Mills sam na sam ze mną w pokoju bez okien. Mylę się? Miałbyś frajdę z bezkarnego zrobienia mi krzywdy."
Czyli Mills za swój gniew został ukarany zabiciem jego żony. A dlaczego akurat Mills? I tu wracamy do sceny, gdy Doe przebrany za dziennikarza z aparatem widzi ten jego gniew na własne oczy.
Tylko trochę zagmatwane jest czemu akurat została wymierzona kara w formie zabicia jego żony a nie jego samego.
Moim skromnym zdaniem scenarzysta/reżyser/ktokolwiek-kto-miał-wpływ-na-scenariusz chciał dodać puencie głębi, ale przedobrzył.
Sposób, w który Doe karze Millsa i siebie kłóci się ze schematem zabójstw. Wydawało mi się, że bardzo ważne było JAK kto zginął. Obżartuch został zabity przez obżarstwo, chciwiec - przez chciwość (kto czytał/widział "Kupca Weneckiego" zrozumie), leń - przez lenistwo, rozpustnica - przez rozpustę, pyszna - przez pychę... A pod koniec gniew - przez ból po stracie(?), zazdrość - przez gniew.
Ale i tak dałem 9/10, bo naprawdę mi się spodobał.
Moim skromnym zdaniem, gdyby Tracy zazdrościła wielkomiejskiego stylu życia (i to byłoby powodem przeprowadzki) i Doe zabiłby ją za to, a siebie - za gniew (rękami Millsa), bardziej by to pasowało do schematu.
Ale mogę się mylić. Errare humanum est.
nikt z nas nie jest niewinny ponieważ każdy z nas jest uzależniony od zła i popełnia grzechy ,
lecz
jednak każdy z nas posiada klucz do wrót diabła ale to do nas należy wybór czy te wrota pozostaną otwarte lub zamknięte .
wiec żona detektywa nie była na pewno niewinna bo była w pewnym stopniu nasiąknięta grzechem
Moim zdaniem Doe był dobrym obserwatorem. Zauważył że Mills jest porywczy i często się złości. Dlatego też zmienił plan działania po spotkaniu na schodach i odwiedzinach w jego domu. Jego grzechem była zazdrość. Ponieważ każda z ofiar zginęła, on także miał świadomość że zginie. Wtedy plan się dopełni. Natomiast największa kara spotkała Mills'a. On był ofiarą gniewu. Doe o tym wiedział że detektyw łatwo wpada w gniew, i tym łatwiej go zabije. Mills stracił żonę i dziecko, co prawda nie został zabity przez nikogo, ale świadomość że utracił najbliższych sprawiła że umarł żyjąc.
Nie.
Tracy byla ofiara zazdrosci (Doe do "normalnego zycia" Mills'a i jego zony), Doe byl ofiara gniewu (Millsa do niego). To ostateczna i niepodwazalna interpretacja. Wsio.
Różni ludzie, różne interpretacje :) Dobre jest, kiedy zakończenie filmu daje do myślenia. A ten film daje do myślenia. Widać zresztą po powyższej dyskusji :) Jak dla mnie jeden z najlepszych
Ostatnio kolega opowiadal mi o tym filmie i tak sie zastanawiam, czy oby na pewno warto go obejrzec?