Siedem

Se7en
1995
8,3 634 tys. ocen
8,3 10 1 633738
8,4 78 krytyków
Siedem
powrót do forum filmu Siedem

Moja opinia

ocenił(a) film na 9


Dnia 27.01.2017 wreszcie udało mi się obejrzeć kultowe "Siedem" Davida Finchera. Od razu przyznam, że podobnie jak większość z was, do dziś zbieram szczenę z podłogi i chylę czoła przed niemal każdym elementem filmu. Znalazło się tu jednak kilka elementów, które powodują, że z biegiem czasu coraz bardziej zaczynam myśleć o nim raczej jak o wyrobie rzemyślniczym najwyższej klasy niż dziele sztuki, czy arcydziele i w ostatecznym rozrachunku, nie pozwalają mi go pokochać całym sercem. Oto one:

1. Dłużyzny: Choć film Finchera cieszy się mianem jednego z najlepszych thrillerów wszechczasów, kilka faktycznie znalazło się w jego początkach. Nie są to dłużyzny wiekowe, zwykle szybko kończą się gwałtowną eksplozją napięcia, lub zgrabnym związaniem akcji. Po prostu powodują, że "Siedem" nie sprawia wrażenia gładkiego co do sekundy i potrzebuje odrobiny wysiłku, by dać mu się pochłonąć.

2. Znałem zakończenie, a przynajmniej wiedziałem co znajdzie się w słynnym pudełku: Oczywiście, że nie jest to wada samego filmu, a raczej mojej nieostrożności w czytaniu filmwebowych felietonów (następnym razem bez spojlerów proszę panie Arest !). Szkoda tylko, że znając tą cześć legendarnej końcówki mniej więcej w trzech czwartych filmu domyśliłem się, że to John Doe będzie ofiarą ostatniego grzechu – gniewu ze strony Davida Millisa. I przynajmniej częściowo zepsuło mi to olbrzymią przyjemność z oglądania.

3. Muzyka: Dobra, zanim rzucicie komputerem o ścianę i wyślecie mi stos listów z pogróżkami, proszę wysłuchajcie ! Tak, kompozycje Howarda Shorea są świetne. Potrafią zbudować nastrój i napięcie zarówno na początku jako i na końcu filmu, będąc jednym z czynników zabierających nas w głąb fincherowskiego piekła. Problem w tym, że ilekroć powtarzam sobie poszczególne sceny, na myśl przychodzi mi "To nie jest kraj dla starych ludzi". W thrillerze Coenów w ogóle nie było muzyki, jednak zdecydowanie dojrzalsi od twórcy "Azylu" reżyserzy potrafili zbudować przytłaczającą atmosferę posługując się jedynie ciszą. Bombastyczne tony z "Siedem" zdają się być przy tym jakieś takie toporne i skomponowane z myślą o szkokowaniu.

4. Pretensjonalność: To akurat niezbyt oryginalny zarzut, bo spotkałem się z nim w jednej z recenzji. Muszę jednak przyznać, że zgadzam się przynajmniej częściowo Jak na filozoficzną przypowieść o korzeniach zła i jego miejscu we współczesnym świecie, myśl: "Wiele jest w nas zepsucia, tylko nie dostrzegamy go, bo jest powszechnie tolerowane" wydała mi się jednak nieco zbyt prościutka. Co gorsza, twórcy próbują nam ją sprzedać mało subtelnie, bo kluczową dla metafizycznego znaczenia filmu kwestię, dość nachalnie wkładają w usta Kevina Spacey'a. Parafrazując słowa Morgana Freemana: Pewien recenzent napisał, że "Siedem" to pełen werwy thriller i głęboki dramat egzystencjalny. Zgodzę się z tym pierwszym.

5. Brak wykończenia: "Siedem" kończy się po prostu zbyt szybko. Po szarpiącej nerwy końcówce zabrakło epilogu, momentu, w którym nasze myśli zdążyłyby odpowiednio ochłonąć i ewentualnie znalazłyby miejsce dla złożenia filmu w całość oraz nieco głębszych refleksji. Napisy końcowe pojawiają się nieco niespodziewanie, wybijając nas tylko z rytmu.

To w zasadzie tyle. Mógłbym wymienić o wiele więcej zalet filmu Davida Finchera, jednak obawiam się, że było by to jedynie powielanie banałów, wypowiedzianych przez tysiące kinomanów już wiele razy. Jeśli chciałbyś wejść w polemikę z którymś z moich zarzutów lub dodać kolejny od siebie – napisz w komentarzu ;)