No właśnie, zabrakło mi jeszcze na koniec samobójstwa Millsa. Wtedy dopiero każdy grzech niósłby ze sobą śmierć.
Jak to wybawienie? Co przez to rozumiesz? Wybawienie Mills'a od życia w bólu po stracie żony?
Właśnie spodziewałem się, że skoro Doe'owi chodzi o to, by Mills zgrzeszył gniewem, to Mills zginie - by plan Doe'a wypełnił się do końca.
No ale po początkowych pięciu zabójstwach, Doe zabił dwie osoby - Tracy z jej dzieckiem w brzuchu. Więc wszystkich siedmiu zbrodni już dokonał. Mills byłby jego ósmą ofiarą.
Zresztą, to, że Doe zabił Tracy, nie ma podstaw w jego ideologii. Ona nie zgrzeszyła ani gniewem, ani zazdrością (czyli dwoma pozostającymi grzechami głównymi), a co dopiero mówić dziecko...
Ma podstawy w jego ideologii, bo to była jego zazdrość o takie życie, jakiego nie miał. Sam miał zostać jedną z ofiar swojej ideologii. Miał w sobie zazdrość i w jego mniemaniu też musiał umrzeć, dlatego wywołał w Mills'ie gniew.
A kto powiedział, że grzesznik musi umierać? Grzesznik ma spędzić resztę życia w ten czy inny sposób pokutując za swój grzech.
Śmierć nigdy nie była karą za grzech, a tak naprawdę jedynym grzechem przy którym ofiara musiała umrzeć były tylko obżarstwo (co nie jest 100% pewne, bo nie znamy szczegółów) i zazdrość Doe. Cała reszta albo przeżyła, albo miała taką możliwość.
Także to nie zakłóca żadnej ideologii. Śmierć Tracy i dziecka (choć dziecko nie ma tu znaczenia, bo Tracy i tak by zmarła) to efekt zazdrości Doe, zabił z zazdrości i dlatego w swoim przekonaniu zasługiwał na karę.