Obejrzałem po raz drugi. Nie wywarł na mnie już takiego piorunującego wrażenia jak za pierwszym razem, niemniej jednak nadal uważam go za ulubiony thriller (Milczenie Owiec również oceniłem na 9). W międzyczasie obejrzałem inne filmy, dla których "Siedem" stanowiło inspirację. Niestety żaden z nich nie był nawet porównywalny. Świetna rola Kevina Spacey'a. Metodyczność, cierpliwość (wręcz pietyzm) z jakim dokonywał mordestw nadal mrozi mi plecy.
Ja już oglądałem chyba trzy razy ten film i nadal mocne 10 :) Chyba znowu obejrzę.
Daję 10 po latach. Świetna fabuła, klimat, znakomicie zagrany przez 2 ch głównych.... powrócę za rok. Dla mnie klasyk.
nic dziwnego, że nie wywarł na Ciebie takiego wrażenia za drugim razem. myślę, że głównie to pierwsze wrażenie się liczy.
A u mnie dokładnie odwrotnie :)
Większość mojego filmwebowego czasu film miał 9/10 (i oczywiście serduszko), ale gdy po latach odświeżyłem go sobie, ocena podskoczyła na 10. Po prostu chyba nie ma lepszego thrillera kryminalnego od Se7en. Mimo, że dokładnie wiedziałem jak się skończy, przez cały seans miałem ciary na plecach, a podczas finału mało nie eksplodowałem. No i jeszcze ten piekielnie piorunujący klimat, gdzie bije takim czymś obskurnym, obrzydliwym, przerażającym, brudnym i mrocznym. Fincher stworzył po prostu niesamowite arcydzieło.
Siedem lepsze. Nieznacznie, bo nieznacznie, ale lepsze. W Milczeniu zdarzają się przestoje fabularne, Se7en trzyma za jaja od początku do końca.
1. W którym miejscu Siedem jest naiwne?
2. Gdzie ma tak znaczące błędy fabularne?
3. Ale też i nieco mniej trzyma w napięciu.
Tak, właśnie o to mi chodziło w pkt 3 :) Sorry, trochę to źle zapisałem. Pkt 3 miał być dalszą częścią twojego zdania
oba filmy są mega klimatyczne, Siedem ma bardziej mroczny natomiast w No Country jest bardziej westernowy
Subiektywnie - nie jest.
Od "To nie jest kraj dla starych ludzi" zdecydowanie lepsze jest "Milczenie owiec".
Potem są Se7en, Szósty zmysł, Wyspa tajemnic, Inni.
Widać wiele zależy od okoliczności, w których ogląda się film. Po raz pierwszy oglądałem go sam, po raz drugi z żoną, której w zachwyt nie wprawił. Nie żeby ocena żony wpływała na moją, chyba bardziej brakowało mi tego elementu zaskoczenia. Chyba nie pozostaje mi nic innego tylko obejrzeć kiedyś po raz trzeci. Poczekam jednak z kilka lat.