Fuqua przyzwyczaił nas do dobrej roboty. Ale każdemu może zdarzyć się wpadka. Niemniej przy tym scenariuszu, dialogach i screenplay'u trudno tu o pole do pokazania profesjonalizmu. Profesjonalizm za to można było pokazać odrzucając propozycje reżyserii tego filmu. Nie wyszło.
Obraz jest kalką westernów z Glenem Fordem i wczesnym Johnem Wayne. Ujęcia kamery, muzyka, wypowiadane zdania, sentymentalna i pretensjonalna fabuła, rzewność i naiwność budzą moje wspomnienia, gdy jako mały bąk gapiłem się z napięciem w ekran czarno-białego telewizora, chłonąc wszystko co popadło - od "Ada to nie wypada" po właśnie westerny typu jak wyżej. Ten film jest właśnie taki sam - tylko nakręcony lepszą kamerą i z innymi aktorami. Jakby nigdy nie wydarzyły się "Bez Przebaczenia" czy "Zjawa". Prezentuje obraz naiwny, wręcz głupi. Gdyby nie ilość trupów ( porównywalna z Commando) mógłby być firmowany przez Disneya. Takie westerny już umarły, mam nadzieję, że ten był ostatni.