Szeroko reklamowany debiut fabularny reżysera Juana Antonio Bayona (wspartego finansowo przez Guillermo del Toro) jest, wg słów producentów, zaskakującym, wsruszającym i przerażającym horrorem, nie mniej angażującym niż "Inni" Amenabara. "Sierociniec" okazuje się wybitnym przykładem tego, jak zachęcające frazesy dystrybutorów nijak odnoszą się do rzeczywistości.
Już pierwsze sceny świadczą o niskim poziomie artystycznym hiszpańskiego filmu grozy, w którym szczególnie razi brak klimatu - do czego przyczyniły się przede wszystkim niestaranne zdjęcia i nieudolna reżyseria. Bayon, w przeciwieństwie do swojego sponsora - del Toro, nie potrafi pokierować operatorem w taki sposób, aby ten sprawił, by opowiadana historia potrafiła zainteresować widza czymkolwiek. Bo czym tu się interesować, skoro fabuła "El Orfanato" to zwyczajny zlepek pomysłów z innych filmów gatunku. Zbyt często przypominają się wspomniani już wyżej "Inni", "Kręgosłup diabła", czy choćby "Duch" Hoopera. Bayonowi nie udaje się utrzymać napięcia, początkowy niepokój szybko przeradza się w nudę, a przewidywalne rozwiązania akcji tylko dokładają swoją cegiełkę do porażki jego dzieła. Jakby tego było mało, horror początkującego reżysera jest produkcją pustą, sprawiającą wrażenie robionej na siłę. Wrażenia tego nie jest w stanie zmienić ani przyzwoita kreacja Belen Ruedy, ani mocna, zaskakująca scena z ciężarówką i staruszką. Tego typu scen jest w "Sierocińcu" zdecydowanie za mało, mimo że w niektórych drzemie spory potencjał, co świadczy o tym, iż debiutant Bayon musi się jeszcze sporo nauczyć... i przede wszystkim czerpać radość z tego, co robi.
4/10