Z Sierocińca żaden horror, i bardzo dobrze! Gatunkowo określiłabym go raczej jako dramat psychologiczny przesiąkniety cudownym pierwiastkiem magicznego realizmu. Od początku (zanim go jeszcze obejrzałam) kojarzył mi się z Labiryntem Fauna. I nie pomyliłam się. Może jestem dziwna, ale jak dla mnie nie było w nim żadnych strasznych scen. Owszem, lekkie napięcie, ale nie strach rodem ze ,,Lśnienia". A co do koncówki, to była fantastyczna. Jeszcze raz odwołała się do magii i wizji, w których iberoamerykańscy i hiszpańscy artyści (i reżyserzy, i pisarze) nie mają sobie równych.