Film jest świetny, ale chyba wam się pomyliły kategorie. To nie jest komedia, chyba że mam spaczone poczucie humoru... (?)
Potwierdzam. Dobry film, nawet bardzo, tylko można się raczej wkurzyć jeśli człowiek chciał sobie poprawić humor, bo komedią tego filmu nazwać nie można. Jest to dramat, tu nie ma żadnych wątpliwości.
Dramat, ale kilka(naście?) scen komediowych zawiera. Oczywiście całość nasączona goryczą, ale jak spojrzeć na dialogi z dystansem są zabawne. Riposty rozmówców cięte. Obelgi kreatywne. Czarny, ale jednak humor.
Cekaj czekaj, bo sobie nie przypominam tych scen, na których tak się uśmiałam ? Co scena to kolejny problem, a na końcu to już wszyscy mieli jakiś problem i tak się zapętliło, że się ucieszyłam, że film się skończył. Była i śmierć i zdrada, miłość i rozstanie, tylko chyba geja nie było.
Cóż. Nie będę twierdził, że były sceny na których się uśmiałaś. Niby na jakiej podstawie? Nie uważam nawet, że na którejkolwiek się śmiać powinnaś. Chciałem tylko zaznaczyć, że są osoby, które jednak w tym filmie komedię odnajdywały. Mnie dialogi wielokrotnie bawiły. Czy to rozmowa w której staruszki porównują swoją atrakcyjność do zmokłego kartonu. Kłótnie przy stole, w których między innymi Barbara żartuje, że nie musi liczyć na łaskę matki względem spadku- wystarczy, że poczeka na jej śmierć (okrutny, ale żart). Czy chociażby rozmowa pod werandą, gdzie wyżej wspomniana szuka właściwego określenia na waginę matki. Dodatkowo w wielu miejscach reżyser puszcza do nas oko. W filmie przeplatają się sceny, które na pewno nie są obce żadnej rodzinie: obgadywanie ciotki Margo; wyśmiewanie wegetarianki (sam nim jestem, więc wiem:); komentowanie wyglądu "młodej" (Abigail)- tutaj przerysowane- na temat jej piersi, ale kto nigdy od ciotek/babć nie usłyszał irytujących i krępujących uwag odnośnie własnego wyglądu? itp. Na moich ustach wówczas pojawiał się lekki uśmiech, bo tak reaguję trafną krytykę rzeczywistości, która się zgadza z moimi obserwacjami.
Nie twierdzę, że są to sceny śmieszne do rozpuku, ale jak na nie spojrzeć z odpowiednim dystansem mogą być zabawne.
Gdyby założyć, że nie wypada się śmiać jeśli żart dotyczy przykrego aspektu życia, Monty Pythona należałoby oglądać z powagą, gdyż raczej zalet ludzkości to oni nie wytykali. Oczywiście istnieją granice dobrego smaku, po których w filmie "Sierpień w Hrabstwie Osage" wielokrotnie deptano. Pozdrawiam:).
To fakt skąd miałbyś wiedzieć na których scenach się ewentualnie uśmiałam :)
Porównanie staruszki do zmokłego kartonu dla facetów jest śmieszne, a dla kobiet to smutna prawda... no cóż kiedyś każdą to spotka więc śmiech tu jedynie przez łzy ;)
Oczywiście nie mam żadnych zastrzeżeń jeśli kogoś te sceny o których pisałeś ubawiły, każdy ma inne poczucie humoru. Mnie bawi Woody Allen, inni się na nim nudzą lub ich irytuje.
Taki śmiech przez łzy nie jest mi obcy, a wręcz lubię filmy kiedy i smiać się i płakać chce.
Uwielbiam Meryl Streep i chyba jednak czegoś więcej po tym filmie oczekiwałam. Pierwsza godzina jeszcze w porządku, ale druga była już coraz bardziej męcząca - ile może być nieszczęśc w jednej rodzinie ? I dodajmy, że tylko choroba matki była takim nieszczęściem, które spada niezależnie od nas. Inne to były ich pokręcone losy wynikające z ich charakterów, ale tak pokręcone jak rondo, z którego nijak wyjechać.
Jeśli i tak nie możesz wpłynąć na to, że kiedyś będziesz "mokrym kartonem" spróbuj się z tego śmiać:). Trzeba starać się nie przejmować nieuniknionym- jest wystarczająca ilość zmartwień na który mamy wpływ.
Dla równowagi po tym seansie polecam (o ile nie widziałaś) film "Mała Miss". Też o pokręconej rodzinie z dużą ilością czarnego humoru. Wydźwięk jednak prawie odwrotny. Może tam uda Ci się uśmiać:).
Pozdrawiam.
No cóż, masz rację czasem nieuniknione można obrócić w żart ("Strach na wróble" i przesłanie Al'a Pacino o zamianie w żart wielu rzeczy towarzyszy mi do dziś). Na "Dniu Świra" śmieję się nie z bohatera tylko z tego ile w tym filmie jest prawdy o mnie... a w sumie to też taka czarna komedia.
"Małą Miss" widziałam, dzięki całkiem przyjemny film.
Pozdrawiam.
A od kiedy na komedii trzeba się śmiać, a na dramacie płakać? Komedia to pogodny nastrój, komizm, żywa akcja, szczęśliwe dla bohaterów zakończenie - przy czym nikt nie gwarantuje występowania koniecznie wszystkich tych czynników (zwłaszcza na komedio-dramacie). Ja np. wolę delikatny komizm, nawet czarny, niż kiczowatą śmieszność w kolorze różu przy pier...ącym dźwięku.